Przełom wieku II i III cechowało sceptyczne odrętwienie redukujące filozofię do kontemplacji własnej niemocy. Plutarch nawoływał do porzucenia czczej gadaniny i niekonkluzywnych dysput na rzecz czynu.
Siedząc w gronie zaprzyjaźnionych dziennikarzy, w zacisznym lokalu nasączonym dyskretnym jazzem toczyłem luźne rozmowy. O tym i o tamtym, czasami też o śmamtym. W pewnej chwili jeden ze znajomych zwierzył się nam, że marzy mu się Polska multikulturowa.
Pisałem, groziłem, krzyczałem i ostrzegałem. Słowem oficjalnym, językiem potocznym i jeden Wszechmogący wie, czym jeszcze – w połowie lat 90-ych. No i wykrakałem.
Nie ma już wielkiej Barcy, Milan bez formy, a Chelsea z kłopotami przeszła do kolejnej rundy Champions League. Faworyci ostatnich lat zawodzą.
Społeczeństwo i poszczególne jednostki zaczynają naśladować byt industrialny. Maszyny, komputery stały się inspiracją dla milionów. Pracujemy jak komputery, kochamy jak komputery, postrzegamy świat jak maszyny.
Esej ten nie zrodził się wyłącznie z moich własnych przemyśleń. Do głębszej refleksji skłoniła mnie przede wszystkim lektura artykułu Petera Bergera, wywiad z Rococo Buttoglione oraz przemyślenia Rogera Scrutona.
Idolem ten, kto wymyśli następne, czyli o interpretacji wyrazów słów kilka…
Powszechnie uważa się, że rodzicielstwo jest rolą życiową, w której realizują się kobiety. Osobiście uważam, że obok piękna, jakie niesie ze sobą macierzyństwo, na uwagę zasługuje nie mniej ważne i dające równie duże poczucie spełnienia ojcostwo.
Nurt eksperymentowania, chcąc nie chcąc, to nie coś, co wymyśla się na poczekaniu. To nie wymysł jednostki, ale czasu. A czas jest zjawiskiem o znamionach zabójczych dla jednolicie trwałej,