Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Biedny jak student ?
dodano 01.10.2011
Kogo mamy przed oczami słysząc „student”? Mizernego chłopaczynę w swetrze, chłepcącego zupkę instant na akademikowym tapczanie. Kubek jeszcze przywieziony z ojczyzny, rzecz jasna. Budżet pochłonęły już piwa i ksero, a do pierwszego daleko.
Jak się coraz częściej okazuje, taki obrazek można włożyć między bajki. Pozwoliłem sobie przyjrzeć się wnikliwiej studenckiej braci, demitologizując tym samym postać owego „biednego żaka”. Owszem, są studenci wegetujący na granicy przetrwania. Zwykle z wyboru. Studia to bowiem nie tylko czas imprez i beztroskiego życia, grania na gitarze i sączenia tanich win podczas szalonych nocy w akademiku. Studia to też czas, gdy można całkiem dobrze „ustawić się” w życiu. Wbrew pozorom, przy minimalnym wysiłku i zaradności nie jest to takie trudne. Studenci już dawno przestali być biedni, kanapki z pasztetem zamienili na sushi, zbożową kawę na latte z zielono białego kubka, a komunikację miejską na własne samochody.
Amerykański sen? Okazuje się, że nie, wystarczy ruszyć głową. Tak jak zrobili to Marcin, Magda, Krzysiek i tysiące ich rówieśników. „Jasne że znam sporo ludzi w moim wieku klepiących biedę i czekających tylko na przelew od rodziców. Którzy zresztą nierzadko sami odejmują sobie od ust, żeby synkowi studentowi dać. Zawsze takich pytam, czemu nie pójdą do pracy. To działa jak czerwona płachta – „no jak to, ja mam naukę!”. Ok, gdyby tak w rzeczywistości było… Niestety, większość uczy się dwa razy w roku, a stres związany z nauką odreagowują lamentując na facebooku” – mówi Marcin, student stosunków międzynarodowych, pracujący w sprzedaży w Eniro. „Czasem jest ciężej jak mam więcej nauki, ale spokojnie mogę pogodzić pracę ze szkołą. Jak chcę zabrać dziewczynę do kina to to robię i nie myślę o tym, że pod koniec miesiąca nie zostanie mi na chleb i trzeba będzie rodziców o kasę prosić. Ze znajomymi jest różnie. Część ma poglądy takie jak ja i też sobie w życiu radzi. Część wykazuje większą beztroskę i nie martwi się o przyszłość. Czasem powiedzą coś złośliwego, ale ja wiem, że kieruje nimi zazdrość. Ja mam dobrą pracę, służbowego smartphona, służbową corsę (jeżdżę nią do domu do Pionek i wszyscy mi zazdroszczą ;)), za parę lat chciałbym założyć firmę. Dokładnie wtedy, kiedy oni będą dopiero kończyć studia i szukać pierwszego zatrudnienia” – kontynuuje.
Moja kolejna rozmówczyni, Magda, także nie ma powodów do narzekań. „Studiuję dziennie, więc praca na cały etat odpadała. Ale że od zawsze lubiłam coś sobie wyszywać, robić biżuterię, paski itd., pomyślałam: czemu właściwie nie zacząć na tym zarabiać? W końcu wzięłam się do roboty i zaczęłam nieco bardziej masową produkcję. Nieraz było tak, że na wykładzie dziergałam coś pod stołem. Najpierw wystawiałam to w serwisach aukcyjnych – zainteresowanie było spore, dostawałam zlecenia na zamówienie, ludzie kupowali moje prace głównie na prezent. Niedawno udało mi się dogadać z firmą, która handluje rękodziełem. Mają grupę artystów, z którymi współpracują, no i ja teraz także zasiliłam ich szeregi. Jestem bardzo zadowolona, bo to co robię daje mi nie tylko pieniądze (wbrew pozorom nie małe, dobre handmade’y są sporo warte) ale też satysfakcję.” – mówi dziewczyna. Mi nie zostaje nic innego jak tylko pogratulować pomysłu na siebie, no i talentu.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW