Start
Profil
Pino quizy
pino gry
o pino
Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie

Ślub Robociarza

Autor: laim
dodano 03.08.2007
Ślub Robociarza
Ocena:

W czym robotnik jest lepszy od inteligenta? - Opowieść o pracy i zalotach, miłości i konwenansach PRL-u.


Przed samym skończeniem zawodówki, a wyuczyłem się w niej na ślusarza maszynowego, przyszedł do szkoły na tak zwaną łapankę personalny. Patrzył, kto mu pasuje, szukał młodych pracowników, pytał się, kto gdzie chce iść. Taki i taki łapę podniósł, a kupiec notował. Mnie zwerbowali do PUKU. Po skończeniu szkoły miałem dwa tygodnie wakacji. Szansy na radość, świętowanie z tego nie było. Siedziałem w domu, szło się na grzyby, trochę po wycieczkach. Przedsiębiorstwo Urządzeń Klimatyzacyjnych, to jeszcze nie był ZREMB. Zgłosiłem się szybko na portiernie, aby złożyć podanie, a potem obiegówka i inne wiry, które czynią życie niewesołym. Okazało się, że personalny ten sam, który zachęcał młodzież do entuzjastycznego startu w przyszłość, po pijaku zapodział moje papiery. Konsekwencja, pierwszy miesiąc bez zapłaty plus papierkowa powtórka z rozrywki. Oczywiście wyszła z tego chryja, personalny błagał mnie abym nie robił mu koło pióra, bał się żeby nie wyjawiło się, że ma problem alkoholowy. Oficjalnie zacząłem robotę od piętnastego sierpnia pięćdziesiątego czwartego roku. Jako pomocnik pod opieką hydraulika Retycha, zrywałem podłogi, układałem rury. Majster był małym cwanym grubasem, szybko zaczęły się niesnaski. Nie czekając aż będzie gorzej postarałem się o przeniesienie do brygady ślusarzy, po to przecież się uczyłem, chciałem pracować na odpowiednim stanowisku. U ślusarzy rządził Gadach, człowiek tam wiercił, trasował, nitował, pomagał przy spawaniu. Już na starcie komisja zakładowa dała mi czwartą grupę, to choejka inni pracownicy z pretensjami do mnie się rzucali, bo tyrali przez pięć lat żeby mieć tę grupę. Oczywiście, tak nabruździli, że po kilku dniach przybiegł do mnie kierownik i tłumaczył – To nie może tak być, ludzie mają rodziny, żony, są w zakładzie od pięciu lat, byłoby niesprawiedliwe, żeby kawaler, miał lepiej od żonatego! Największy rejwach robił, Tacykowski, śmieszne, bo jemu nie potrzeba było pieniędzy ani na dzieci czy żonę, tylko na wódę! Ten jak popił, to, zawsze mknął do kibla jak wolny elektron. Grupę zabrali, a tu szykuje się skomplikowana robota, trzeba zrobić wirnik, wytrasować cyrklem odpowiednią siatkę, zrobić koło z blachy, co ciekawe, żaden z cwaniaków, co to mi zazdrościli grupy, nie znał geometrii. Wirniki miały różną ilość łopatek, całość trzeba było podzielić, symetrycznie poukładać, a fachowcy z PUKU, nie umieli podzielić koła na trzydzieści dwie części. Byłem kontent, gdy ci, co to mi zabrali grupę chwytali cyrkiel w ręce i na oko przykładali go do blachy, albo im brakło, albo było za dużo. Żeby było śmieszniej, należało jeszcze wyciągnąć promień wygięcia łopatek, to był kosmos dla wyjadaczy. To, co mi zabrali, szybko odzyskałem, majster nie mógł się nadziwić, że poradziłem sobie z zadaniem, gdzie cała brygada okazała się bezradna. Stanąłem przed komisją, testowano tam moją znajomość rysunku technicznego, pytano o szczegóły, o parametry techniczne w procesie nawęglania metali. Miałem osiemnaście lat, celującą ocenę i dwie grupy w przód, dzięki temu, że lubiłem matematykę. Na około, pełno było pijaków. W brygadzie Miśkiewicza, recytowali, że pierwsza wypłata powinna iść na wódkę! Mało, który się tam garnął do uczciwej roboty, czasem miałem zastępstwo brygadzisty, ale nikt młodego nie chciał słuchać, z drugiej strony nikt nie myślał brać odpowiedzialności za ten cały bajzel. Statek tonął, w pięćdziesiątym szóstym PUK, przeorganizowano w Zremb. Chciano abyśmy pojechali w Polskę, tak jakbyśmy brali ślub z zakładem. PUK przenoszono w kieleckie do miejscowości Końskie. Nie zgodziłem się, gdzie bym mieszkał, ani chaty, ani mieszkania, w domu robotnika? Zostałem na miejscu, tu miałem rodziców, rodzeństwo, swoje życie, w niedługim czasie mieli mnie zabrać do wojska, o żeniaczce nawet nie marzyłem, bo, to ani nie czas, ani warunki. Na galerach trwała zmiana profilu produkcji, kupowano nowe maszyny inwestowano w załogę. Dyrektor Zępiński, wysłał mnie w podróż do Katowic, dzielnica Ochojec. W delegacji łapałem szlify hartowacza. Mieszkałem , to chyba nie uniknione w domu robotnika. Warunki były ciężkie, na jednej sali mieszkało trzydziestu chłopa. Srali tam, palili papierosy, pierdzieli, smród niesamowity. Na środku pomieszczenia stał piec – koza. Na noc tę całą prowizorę się rozpalało, a zima ostra była po minus trzydzieści stopni. W pokoju głównie Górno Ślązacy i ich gwara: Jak cię ciepna, pierdolna! Dobrze, że był ze mną kolega Bronek z zawodu blacharz. U nas na Dzikim Zachodzie hartownia zaczęła ruszać, były już piece, skrzynki do nawęglania, wanna z wodą i olejem, inne asortymenty. Dział obsługiwały trzy osoby ja, Bronek i Macharzewski, któremu nic nigdy się nie podobało. Hartowaliśmy śruby, sworznie, ogniwa; czasem było nawęglanie stali. Tłukło się węgiel jak do grila, cali byliśmy w sadzy, wszystko aby w temperaturze tysiąca stopni doszło do dyfuzji, żeby produkt był w środku miękki, a z zewnątrz twardy. Tyraliśmy na akord, pieniądze były niczego sobie, ale i tak bieda zaglądała w oczy. Matce trzeba było pomóc, ojciec chlał, rodzina miała kłopot. W czasie, kiedy towarzysz Gomółka obejmował władzę, zostałem wcielony do ludowej armii. Rezydowałem w Dęblinie, Zegrzu Pomorskim i w Bydgoszczy, wszędzie na lotniskach. Przełożeni chcieli abym latał na Migach 15, ale się bałem, na życiu mi zależało. Ilu tam ludzi zginęło, na ilu człowiek był pogrzebach. - Zamiast kamikaze wybrałem służbę meteo. Mierzyło się temperaturę, badaliśmy chmury, puszczaliśmy w niebo balony, odbieraliśmy depesze z Londynu i morsem puszczaliśmy całą prognozę do Warszawy. Żarcie było monotonne. Gdy zabierali mnie do cyrku ważyłem sześćdziesiąt trzy kilogramy, a na koniec służby miałem osiemdziesiątkę. Z atrakcji pamiętam jak meldowaliśmy się do słupa, nosiliśmy z pełnymi honorami na kocu zapałkę, pilota Gagarina i salę, na której spało osiemdziesięciu pobratymców ze śmierdzącymi syrami. Ojciec w tym czasie pracował w cegielni, a matka zajmowała się domem. Ballady i romanse w tym czasie nie były mi w głowie, chciałem jak najprędzej wyjść z wojska i przestać marnować życie. W domu nie było specjalnie, ciągłe awantury, straszenie. Ojciec był furiatem i alkoholikiem, po pijaku, rzucał meblami, wszystkim, co miał pod ręką, a bywało, że ganiał nawet z siekierą. Niekiedy chciał abyśmy się bali, mówił, że jak będziemy spać, to gardła nam popodrzyna. Pozorował też samobójstwa; cyklicznie się topił, wieszał na krawacie, podcinał żyletką gardło, pił też czerwona farbę, którą później rzygał, wszystko po to żeby zwrócić na siebie uwagę, ciągle narzekał, że mu życie zbrzydło, ale na odwyk nie chciał iść. Miałem tego wszystkiego dosyć, pomyślałem Choejka! - Trzeba ciułać pieniądze i dawać nogę z chałupy. Kiedy wychodziłem do rezerwy, na wyposażeniu miałem szesnaście złotych diety, starczało na butelkę wina i papierosy. Po tygodniu wolnego wróciłem do Zrembu. Chcieli mnie wysiudać z hartowacza na ślusarza, z racji tego, że byłem w hufcu, złożyłem protest i nic nie mieli do gadania. Na hali przez dwa lata pojawiły się nowe piece elektryczne, zamontowano suwnicę, aby nie nosić tych największych ciężarów, zamontowano też piec indukcyjny, od tej pory pracowałem w warunkach szkodliwych, czyli wysokie częstotliwości, promieniowanie. Zorganizowano też stołówkę, można było z upływem lat zjeść szczawiową, fasolową, jajko, plasterek kiełbasy zwyczajnej, popić zbożówką z mlekiem. Dawali już ciuchy robocze; bo na początku, to w swoich tyrałem, a i środki czystości, też nimi zaczęto obdzielać; mydło, ręcznik pasta BHP! Rozrywka owszem była. Zdarzało się, że ktoś z brygady miał imieniny, czy tak z ochoty chciał się napić. Z odsieczą szedł kierowca, który przemycał na zakład trunki pod siedzeniami lub indywidualnie biegało się przez płot do najbliższego sklepu. Sportowcy lub solenizanci często kończyli zawody czy uroczystości głęboką drzemką za maszyną. Chodziliśmy też na modły do kapliczki. - W konspiracji przed kierownictwem; to były przecież lata walki czerwonych z czarnymi, szło się w kierunku szafek narzędziowych. W jednej z nich; nie zawsze w tej samej, to zależy, kto stawiał, znajdowała się święta wódeczność! Delikwent w pojedynkę udawał się w kierunku szafek, rozglądając się, w lewo, w prawo, czy nie ma żadnego zagrożenia, chwilę potem dotykał wrót kapliczki. Drzwiczki zawsze lekko były uchylone. Spragniony wody żywota, klękał na jedno kolano. Na dwóch ciężko byłoby mu się szybko zerwać. Sięgał po butelkę, napełniał stu gramami kieliszek, jeszcze raz się rozglądał, po czym gwałtownie odchylał głowę w tył i łykał zdrowaśkę! Zagrycha była wyłożona na Trybunie Ludu w bocznej półce: salceson, mortadela, śląska! Pajda mięsiwa, chwyt zębami i jazda w drogę powrotną, bo kolejni pątnicy niecierpliwie pchali się do kolejki w celu dokonania aktu skruchy. Tyraliśmy na trzy zmiany, najgorsze były nocki. - Co tam jeszcze; w nocy też pili, ale już oficjalnie jak dyrekcja przy stoliku. Z dziewczynami było różnie, człowiek starał się umawiać. Jedna mnie zapewniała, że przyjdzie na randkę, ale tyle ją widziałem. Inna Halina, dziewczyna z Celwiskozy; spokojna panna, ale bardzo bruździli na nią, krążyły pogłoski. Pomyślałem, że nie będę brnął w relacje żeby Celwiskoza i Zremb miały ploty do szerzenia.. Za sprawą kolegi blacharza, poznałem siostrę jego żony. Bronek zaprosił mnie na imprezę, która odbywała się w domu jego teściowej. Wybrałem się, pytano mnie tam, co robię, kim jestem, taka prosta wymiana zdań. Wanda żona Bronka usługiwała, a jej siostra, Tereska rozmawiała ze mną. Mówiła, że jest fryzjerką, że pracuje w teatrze. Była dobra atmosfera, człowiek popił, pojadł, nie myślał za bardzo o miłostkach, z rozpędu zaproponowałem Teresie wyjście do kina. Zgodziła się, to była moja pierwsza udana randka. Jako syn alkoholika nie miałem dobrych notowań, opnie o mnie mogły tylko przestraszyć. Pech chciał Teresa zaczęła szukać informacji na mój temat, miała też innego adoratora chciała wybrać odpowiednią partię, nie była pewna swych uczuć. W środowisku wołali na mnie – syn pijaka! Nie było sensu tłumaczyć, że byłem inny niż ojciec, że się nie zapijałem. Od czasu, do czasu pękło wino, jakaś wódeczka. Palić też dużo nie paliłem, zaledwie cztery, pięć sportów na dzień. Moja siostra Irena pocieszała mnie. – Nie martw się, tym wszystkim, co ludzie gadają, to nie ważne, że ojciec pijak, ty nie musisz taki być! W domu w tym czasie tato był w pełni szaleństwa, mama już tego nie mogła znieść, więc poszła do specjalisty od uzależnień, aby przepisał dla jej męża jakieś prochy przeciw alkoholowe, albo wysłali Bolka na przymusowy odwyk. Lekarz wypisał Antabus. Mama dodawała, go do herbaty i potraw przez półtora tygodnia. Ojciec, źle się czuł, dostawał wypieków na twarzy. Znajomi nie mogli się nadziwić, go pytali. – Co się stało, że pić nie możesz, grzmotniesz kieliszek i zwala cię z nóg? Nie długo ojciec odkrył, w czym rzecz, pieklił się strasznie, krzyczał, że chciano go otruć, w proteście nie jadł w domu przez jakiś czas. Matka stała się twarda, ostrzegła ojca, że może być ostro jak nie zaprzestanie robić w domu awantur. Jakiś czas nie spotykałem się z Teresą, uważałem, że powinna mieć czas na swobodę wyboru, żeby tego później nie żałowała. Okazało się, że Tereska przez cały czas chciała się ze mną spotkać. Ubzdurała sobie, że się na nią obraziłem; w między czasie sprawy się wyjaśniły, drugi amant okazał się babiarzem, próbował jednocześnie chodzić z dwiema dziewczynami. Teresa powiedziała – Jak on taki jest, to niech sobie założy harem, a ja wolę z Ryśkiem chodzić! Byłem zadowolony, dziewczyna mi się podobała, była charakterna, ale specjalnie jej nie znałem, wszystko działo się tak szybko. Kto był inicjatorem, wydaje mi się, że raczej Teresa. W pewnym momencie pchnęła mnie do działania, dała mi swoją metrykę urodzenia i postawiła ultimatum, że mam szybko załatwić ślub, w innym przypadku taką samą metrykę otrzyma Janusz! Słowem, kto szybciej pośpieszy się w załatwianiu spraw papierkowych tego wybierze na męża. Czy blefowała, czy mówiła prawdę, czy była bardzo zdeterminowana, to tajemnica nigdy się tego nie dowiedziałem? Teresa uwielbiała chodzić po kawiarniach, teatrach, kinach, lubiła tańczyć, rozmawiać o ludziach sztuki, kulturze, artystach, ja znajdowałem radość w pieszych wycieczkach. Teresa nie mogła się nadziwić, co ja widzę w tym lesie? Na jednym z ważnych spotkań zadała mi konkretne pytanie. - Czy ona mi się podoba, czy chcę ją mieć za żonę? Potwierdziłem, byłem finansowo niezależny; co prawda bez mieszkania, ale gotowy na wszystko. Jadwiga mama Teresy, nie uważała mnie za dobra partię, marzył jej się inteligent. Zmuszony byłem oświadczyć się jej córce w cztery oczy, z pominięciem rodzinnych konwenansów. W dwa dni wypełniłem ciążące na mnie ultimatum, i na koniec poinformowałem swoja rodzinę. Wizyta Tereski w moim rodzinnym domu, miała przebieg normalny. Rodzice przygotowali poczęstunek, herbatę coś słodkiego. Ojciec troszkę narzekał, że moja panna ma włosy czarne jak heban, trzeba było tłumaczyć, że kobiety dzisiaj zmieniają kolor włosów jak niegdyś rękawiczki. Ojciec marszczył jednak czoło i mamrotał – Jak kruk, czarne jak kruk. Najciekawsze jednak wydarzenia były tuż przed samym ślubem. Wanda z Bronkiem, Tereska, ja, mój ojciec i brat, wybraliśmy się na zabawę do Mordowni. To było popularne miejsce, dużo ludzi tam chodziło. Było nieźle; wyżerka, balowanie i picie, o czwartej nad ranem nieco wypompowani wróciliśmy do naszego domu. Pić już nie piliśmy, bo nie trzeba było, goście zjedli poczęstunek, ale koledze nie podobało się, że jego żona, była obtańcowywana przez różnych „żigolaków” w Mordowni. Narastała w nim wściekłość i długo nie trzeba było czekać jak zaczął policzkować przy wszystkich swoją żonę. Nigdy nie podejrzewałem ojca o sarmackość, ale trafił furiat na furiata. Ojciec wstał od stołu i głośnym krzykiem oświadczył. - Wypierdalać! Wypierdalać mi z domu, w którym kobiet się nie bije! Spojrzałem ze zdziwieniem na Andrzeja, przecież nie raz widzieliśmy jak ojciec perswadował przemocą na matce swoje żądania, czasem trzeba było nawet interweniować. Skąd ta odmiana? Bronek zmierzył mego tatę wzrokiem i zaraz odpowiedział. – Nie będziesz mi dyktować, co mam robić, to moja żona nie twoja! I zaraz w kilku sekundach jak błyskawica skoczył w kierunku ojca i chwycił go za szmaty. Tato wrzeszczał. – Puść, bo ci przypierdolę! Było już za późno, zaczęła się szamotanina, runda pierwsza! Mój kolega, szwagier mojej przyszłej żony dusił krawatem mego ojca. Bolek, jak dobry majster, wszystko miał pod ręką, tym razem wyciągnął z kieszeni śrubokręt i bódł nim Bronka po całym ciele; to w rękę, to w twarz, to w klatę. Dosyć było tego kłucia, żeby familia się nam pozabijała? Do akacji wkroczył Andrzej. Chwycił szamotających się w swe stachanowskie objęcia, poszarpał rozwydrzeńców i najsilniej jak mógł zderzył ich głowami. Nastąpiła pauza i runda druga! Bronek zebrał się z podłogi i ponownie jak piorun wyleciał, tym razem w kierunku mojego brata. Andrzej jak zderzak, wychwycił cały impet jego energii, podniósł napastnika na wysokość dwóch metrów i rzucił w luft, w powietrze. Bronek frunął, leciał aż wylądował gdzieś hen na podłodze. Zaraz też jak w samolocie, wyciszyły się jego silniki, także obsługa naziemna mogła dokonać potrzebnego przeglądu technicznego. W roli pielęgniarki wystąpiła moja siostra. Odnotowano nokaut, rundy trzeciej już nie było! Irena przyniosła miednicę, obmyła Bronisława z krwi, na rany kłute ponaklejała plastry, wyprała - wyprasowała krawat i koszulę. Ojciec siedział na krześle, popijał herbatę, triumfował, w jego domu zdławiono damskiego boksera. Łagodnym głosem ciągnął. – Widzisz, po co ci, to było. Szurałeś, szurałeś i nic ci, to nie dało. Przepraszam twoją żonę, głupio wyszło, ale nie można było inaczej. Ja mam takiego syna, że takich jak ty, to pięciu by rozwalił! Obciach był ogromny, puentując w Mordowni było spokojniej niż w domu. Makabra na drugi dzień trzeba było iść do roboty, a z Bronkiem robiłem w tej samej brygadzie. Jedyny plusem całej tej chryi, był fakt, posiadania silnej ochrony. Tyra, tyra i tyra, a poza tyrą robocze kabarety, kino, festyny, potańcówki, w kółko jedno i to samo. Ja i Bronek nadal się kolegowaliśmy, byliśmy na to skazani, pal go licho, że w koło było mnóstwo furiatów. Teresa wstydziła się za swojego szwagra, tak samo jak ja za ojca. Stwierdziła, że tak pechowo się wydarzenia potoczyły, iż w żadnym razie nie muszę się za nią wydawać! Teraz ja wziąłem sprawy w swoje ręce, tyle się nabiegałem po urzędach, że szkoda było z tego wszystkiego rezygnować. Kazałem wyszykować się Teresie, przygotować tak, aby całość ceremonii odbyła się w porządku. Poinformować rodziców, kupić, to, co trzeba; ciuchy, żarcie, obrączki, bo w listopadzie bierzemy ślub! – Dobrze Rysiu. Odpowiedziała Tereska! Kiwnąłem głową, chodziłem z narzeczoną już z dwa - trzy miesiące, po co było dłużej czekać. Byliśmy trochę ograniczeni, w tamtych czasach, młodzi nie mogli się swobodnie widywać, raptem spotkałem się z moją dziewczyną z pięć razy, to jednak starczyło, sprawy były jasne, czytelne i konkretne. Tereska chciała mieć męża, a ja żonę. Dzień ślubu wypadł, dwudziestego ósmego listopada pięćdziesiątego dziewiątego roku. Mieliśmy piękną pogodę, było ciepło i świeciło słońce słowem korzystna prognoza meteo. Byliśmy zgrabnie ubrani, po obrączki z tombaku pobiegłem do jubilera, na inne nas nie było stać. Gości nie było wielu, tylko; a może, aż Wanda i Bronek. Nie wiadomo, dlaczego nie przyszli nasi rodzice. Być może dlatego, że ślub braliśmy z rana o godzinie dziesiątej, a wtedy ludzie tyrali w soboty. Byliśmy szczęśliwi, ci, którzy nas zeswatali, nastręczyli kłopotów, stali się naszymi świadkami. Po złożonej przysiędze wypiliśmy szampana. Muzyki nam nie puścili, nie mieli Mendelssohna. Dostaliśmy akt małżeński, całość spraw urzędowo- ceremonialnych kosztowała nas czterdzieści złotych, czyli równowartość trzech tanich win. Staliśmy się mężem i żoną, z radością chwyciłem Teresę pod rękę i wraz ze świadkami poszliśmy przez miasto. Po drodze wstąpiłem do jednego ze sklepów, aby coś kupić, dla uczczenia uroczystości. Poprosiłem dwa tury, do tego jakieś ciastka i takie tam inne. Na kwaterze opróżniliśmy jedną butelkę, to były całkiem mocne wina 30% alkoholu, resztę zostawiliśmy na wieczór. Co jeszcze, trzeba było ugotować obiad, kupić jakieś ciasto, wódkę dla rodziców, rodzeństwa i znajomych, wszyscy oni mieli przyjść prosto z roboty do nas na przyjęcie. Rozmachu, wielkiego nie było, wszystko odbyło się jak należy, tańczyliśmy w holu korytarza przy muzyce z adaptera. Po pierwszej goście się rozeszli, a my mieliśmy noc poślubną. Kościelnego przez jakiś czas nie braliśmy, nie chcieliśmy płacić klechom. Teściowa wykłócała się z nami, była wściekła, że żyjemy u niej w mieszkaniu, jak bezbożniki, tak jakby świętości nadać miał nam ksiądz żyjący w celibacie, poza tym nie stać nas było, na te katolickie fanaberię. Ojciec, w żaden sposób nie chciał mi pomóc, uważał, że to moja sprawa.. Teściowa szantażem dopięła swego i za pół roku odbyły się wiekowe obrzędy. Ile mieliśmy lat – Teresa dwadzieścia, ja dwadzieścia trzy. Nasze małżeństwo trwało przez trzydzieści dziewięć lat, w szczęściu i nieszczęściu do końca kochałem moją żonę, Teresa urodziła w tym czasie trójkę dzieci, a ja pracowałem w Zrembie, żeby utrzymać rodzinę i mieć swoje mieszkanie. - My, to my, ale te biedne Murzyny?!
wróc do artykułów
 
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
Aby dodac komentarz należy się zalogować.
 
REKLAMA
 
UŻYTKOWNIK: laim
avatar

O mnie
W serwisie od:
19.12.2006
Dodaj do znajomych

 
INNE OD laim
 
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW
21.09.2009 10:24:34
02.06.2009 19:31:08
09.06.2009 18:03:13
27.04.2009 18:23:22
 
zobacz więcej
 
Społeczność Witamy w serwisie Pino.pl. Nasz serwis to

nowoczesny portal społecznościowy

w pełni tworzony przez naszych Użytkowników. Dołącz do naszej społeczności. Poznaj świetnych ludzi, kontaktuj się z nimi, baw się rozwiązując quizy, graj w gry, twórz własne blogi, pokazuj swoje zdjęcia i video. Pino.pl to serwis społecznościowy dla wszystkich tych, którzy chcą świetnie się bawić, korzystać z wielu możliwości i poznać coś nowego. Społeczność, rozrywka, fun, ludzie i zabawa. Zarejestruj się i dołącz do nas.
Pino
Reklama
O Pino
Polityka prywatności
Pomoc
Regulamin
Blog
Reklamacje
Kontakt
Polecane strony
Darmowy hosting
Playa.PL - najlepsze gry
Filmiki
Miłość
Prezentacje