Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Zaginiony Jarosław Ziętara – mistrzowskie pozorowanie działań w sprawie
dodano 24.11.2008
Medialna cisza, masa błędów i niekompetencja organów ścigania w tej sprawie jeżą włos na głowie. 24-letni dziennikarz Jarosław Ziętara zaginął 1 września 1992 r. w drodze do redakcji
Dziś miałby 40 lat. Współpracownicy, znajomi i rodzina są przekonani, że byłby świetnym dziennikarzem. Jarosław Ziętara wyszedł z domu 1 września 1992 roku o godz. 8.40 i nigdy więcej nikt go nie widział. W trakcie poszukiwań wszczętych dopiero po roku od jego zaginięcia, policja - chociaż nie było do tego podstaw, wysuwała wiele drażniących jego bliskich sugestii: samobójstwo, chęć porzucenia dotychczasowego życia, zmiana tożsamości, wyjazd do innego kraju, utrata pamięci czy kryzys w trwającym ponad rok związku z dziewczyną, Anetą. Jeśli chodzi o ostatni powód, w teorii takie rozumowanie miało sens. Jarek rzeczywiście mocno przeżywał swoje problemy miłosne, a na tydzień przed zaginięciem zaczął nawet szukać nowego lokum do wynajęcia, w którym chciał sam zamieszkać. Policjanci uczepili się tropu nieszczęśliwej miłości, a z czasem nawet twórczo go rozwijali. Sugerowano również, co wydaje się dość żenujące, że być może wdał się w romans homoseksualny. Przyjaciele jednak nie wierzyli w to, by chłopak rzeczywiście popełnił samobójstwo z powodu Anety albo uciekł za granicę. Według nich wersja o świadomej ucieczce też słabo się broniła. Ziętara zostawił w domu paszport, nie zabrał żadnych rzeczy, a na dodatek zniknął cztery dni przed wypłatą, nie mając przy sobie żadnych pieniędzy. Najwięcej zatem poszlak świadczyło jednak o tym, że 24-letni reporter "Gazety Poznańskiej" został uprowadzony i zamordowany. Gdyby odnaleziono zwłoki, Ziętara zostałby uznany za pierwszego dziennikarza w demokratycznej Polsce, który stracił życie w związku z wykonywanym zawodem. I jedynym, którego losów nie wyjaśniono. Ciała jednak, do dnia dzisiejszego nie zlokalizowano. Poszukiwań, co jest dość istotne policja nie wszczęła z własnej inicjatywy, lecz pod naciskiem rodziny i mediów. Przez 16 lat nie wyjaśniono, co się z nim stało, choć było wiele tropów, które rzekomo wskazywały na zabójców i zleceniodawców. Sprawa jest nadal w zawieszeniu i wciąż daleka od wyjaśnienia. W prokuraturze mówi się, że to jedna z największych ich porażek. Czy zatem ktoś jeszcze kiedyś wyjaśni, co stało się z dziennikarzem? Zdaniem niektórych policjantów, zajmujących się tą sprawą jakieś 10 lat temu, jedyną lecz wciąż minimalną szansą jest przekazanie śledztwa poza Wielkopolskę. Powstał przecież ’’syndrom Ziętary’’, a to synonim porażki, zatem do zajmowania się sprawami przegranymi nie ma chętnych. Poza tym nie wiadomo, kto w tej sprawie ma zupełnie czyste ręce i choćby z tego właśnie powodu sprawa powinna trafić do innego województwa – twierdzą. Wielu ludzi stara się jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego rozpoczęto dochodzenia w sprawie zniknięcia dziennikarza nie zaraz po jego zaginięciu, tylko dopiero po roku? Przecież musiało zależeć to od kierownictwa komendy. I mimo, iż przyjmiemy, że nie było wtedy takiej jak teraz jasności w przepisach dotyczących wszczynania spraw, ówczesny komendant musiał mieć ’’ważne’’ powody, dla których tak zwlekał. Zapytacie jakie? Może nie lubił dziennikarzy...? Skupianie się prokuratury na wątkach, które nie miały żadnego uzasadnienia i były wręcz absurdalne (np. że Ziętara rzekomo był w więzieniu i padł ofiarą porachunków więziennych - chociaż dziennikarz nigdy nie był aresztowany), spowodowały, iż stopień ”nieudolności” policji i prokuratury w tej sprawie przerasta nawet to, co działo się przy poszukiwaniu porywaczy i zabójców Krzysztofa Olewnika, dziennikarki Anny Politkowskiej z Rosji czy reportera Gieorgija Gongadze z Ukrainy.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW