Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Infantylizm językowy
dodano 02.10.2007
Minęła dekada obowiązywania Konstytucji 1997. Czy ktoś ją przeczytał dokładnie i znalazł jakąkolwiek usterkę, nieścisłość?
Bywa, że określenie – nawet zupełnie poprawne – zastosowane w dokumencie wyższej rangi, nie przystaje do przekazywanej treści, zmniejszając powagę urzędu (prawodawcy). Określenia użyte w mowie potocznej, prywatnym liście, a nawet w gazecie mogą uchodzić za zupełnie właściwe i byłoby wielce niesprawiedliwe wytknąć im infantylne brzmienie. Zastosowane w przepisach administracyjnych (zwłaszcza w Konstytucji) lub rozprawach naukowych, jak również w oficjalnych komunikatach rządowych i poważnych wiadomościach prasowych, telewizyjnych czy radiowych, a także w instrukcjach technicznych tudzież umowach handlowych, mogą już razić swą językową infantylnością.
Termin spełniający powyższe rozważania proponuję określić
jako infantylizm językowy.
Konstytucje wszystkich państw są dokumentami raczej górnolotnymi, ale - obok patosu - ustawy zasadnicze winny być wzorem logiki, a tej w wielu przypadkach zabrakło w Konstytucji RP 1997 (na przykład - które artykuły dotyczą cudzoziemców, a które ich zupełnie nie dotyczą?). Należy mieć świadomość, że na podstawie szeregu artykułów można skierować do Państwa Polskiego konkretne finansowe roszczenia, które mogą być zasądzone wbrew intencjom twórców prawa, jedynie na skutek niejednoznacznego zapisu.
Ostatnio nie kto inny, jak polscy językoznawcy lansują pogląd, że język ma dwa oblicza – potoczne i wzorcowe. Czy to odkrycie miało miejsce jeszcze przed zredagowaniem tekstu Konstytucji? A może zostało złożone w Skarbcu Kultury Polskiej do użytku wewnętrznego?
Skąd bierze się swoisty dualizm naszych językoznawców prowadzących wykłady na uczelniach oraz pogadanki w mediach: z jednej strony walka o poprawność językową, z drugiej strony przekonanie, że Konstytucji nie dotyczą reguły głoszone przez Nich? Czyżby owe nauki miały być stosowane w kuchni, warsztacie, czy na boisku, a nie podczas tworzenia prawa? Co stoi na przeszkodzie, by profesorski trud po wyłączeniu telewizora nie szedł na marne, by znalazł swe odbicie nie tylko na uczelni, czy na ornym polu, ale także na polu prawa?
Poniżej pozwalam sobie załączyć szereg przykładów infantylnych sformułowań zauważonych w tekście Konstytucji RP 1997.
Art.1. Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli.
- Czyżby wszystkich obywateli wszechświata, czy tylko Ziemian, a może wyłącznie obywateli polskich; Polaków siłą wywiezionych z Polski, których nie kwapimy się przyjąć do Polskiej Wspólnoty, z której się wywodzą, czy Polaków opuszczających Ojczyznę tyle dobrowolnie co ochoczo? A może Polaków z podwójnym obywatelstwem (posiadają zatem dwa wspólne dobra – część Polski i część nowej ojczyzny dzielonej równie raźnie przez tamtejszą, częstokroć jeszcze bardziej rozdawną i demokratyczną, konstytucję...), wreszcie może zagranicznych turystów lub uchodźców. Już po pierwszym artykule Konstytucji widać, że jedni mają zbyt dużo, inni nazbyt mało...Jeśli którykolwiek z czytelników ustawy zasadniczej sądzi, że po latach nauki logiki i języka polskiego spokojnie przebrnie przez cały tekst, to już po pierwszym artykule zauważy snadnie, że dalsza lektura może nie być ani nazbyt logiczna, ani nazbyt językowo poprawna...
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW