Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Robert Capa - nierozważny i romantyczny
dodano 06.03.2009
W maju tego roku minie 55 rocznica śmierci Roberta Capy, jednego z największych w historii fotoreporterów wojennych.
Andre Friedman, bo tak nazywał się Capa, zginął tragicznie we francuskich Indochinach w roku 1954. To on ukuł powiedzenie: “jeśli Twoje zdjęcie nie jest dobre, najwyraźniej nie podszedłeś wystarczająco blisko”. Właśnie tą dewizą kierował się przez całe swoje zawodowe życie. Swoją Leicą i Contaxem Capa dał świadectwo największym wydarzeniom historycznym, które wydarzyły się za jego życia. Fotografował między innymi wojnę domową w Hiszpanii, ekspansję Czang Kaj-Szeka w Chinach, lądowanie aliantów na Sycylii i w Normandii. Jego zdjęcia trafiły do kanonu najlepszych fotografii wykonanych w historii. Capa to postać równie nietuzinkowa, co przewidywalna w swym szaleństwie. Z jednej strony, cechowała go niesamowita wręcz odwaga, często ocierająca się o brawurę, z drugiej był znanym hazardzistą i kobieciarzem, wiecznie bez grosza przy duszy. Przegrywał w pokera i remika wszystko, co zarobił. Nie potrafił związać się na stałe z jedną kobietą. Do grona jego licznych kochanek należała między innymi Ingrid Bergman. W pokera zaś grywał z Ernestem Hemingwayem, Humphreyem Bogartem i Irivnem Shawem. Jedną z nielicznych rzeczy, jaką można było powiedzieć o Friedmanie ze stanowczą pewnością, to tą, że bał się jak ognia zwyczajnego, ustabilizowanego życia z małżonką u boku i stałą pracą w jednym miejscu. Adrenalina była napędem jego działalności. Bez niej popadał w depresję i melancholię. Ze zdziwieniem należy jednak stwierdzić, że Capa wojny nienawidził. Nie potrafił przez całe życie znaleźć alternatywy, która dałaby mu poczucie spełnienia. Każdy konflikt, z którego wrócił cało, uświadamiał fakt, że szczęście nie będzie wiecznie mu dopisywać. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że nie ma niezliczonej ilości żyć i że w końcu dopadnie go zbłąkana kula snajpera. “Z wojną jest jak ze starzejącą się aktorką. Jest coraz mniej fotogeniczna, za to coraz bardziej niebezpieczna” - te słowa wypowiedział zmęczony nieustannym narażaniem życia. Ironia losu w życiu Roberta Capy uwidoczniła się najbardziej u schyłku jego życia. Wyruszył w podróż do Japonii, gdzie na nowo zaczął cieszyć się fotografią i odkrywać jej smak na pokojowym gruncie. Zdjęcia, których nie zrobił na wojnie, rzadko kiedy dawały mu poczucie satysfakcji. Brak adrenaliny częstokroć przekładał się na niższy poziom jego prac. Gdy poczuł, że może uprawiać dobrą fotografię w czasach pokoju, otrzymał ostatnie w swoim życiu zlecenie w Wietnamie, gdzie partyzanci Ho Shi Mingha osiągali pierwsze sukcesy nad armią francuską. Zginął wskutek wybuchu miny w Thai Binh w 25 maja 1954 roku. Robert Capa to połączenie niepoprawnego romantyka, wielkiego miłośnika kobiecego piękna i człowieka, który doskonale potrafił sterować swoją karierą. Jego biografiowie twierdzą zgodnie, że Friedman wymyślił siebie sam, jako Capę. Stworzył od podstaw swój wizerunek chłodnego cynika, z wiszącym w kąciku ust papierosem. Trudno jednak dziwić się tym, że żył w takiej masce, biorąc pod uwagę to, że widział najstraszniejsze wydarzenia w XX-wiecznej historii świata i ledwo uszedł z życiem przed reżimem totalitarnym, który zataczał swe kręgi w Europie. Zainteresowanych barwnym życiem Roberta Capy zachęcam do przeczytania jego biografii pt. “Szampan i krew”, Alexa Kershawa. Wartkie życie Friedmana przekłada się na kartach książki w fascynującą opowieść o wielkim człowieku noszącym ranę tego, co widział i czego doświadczył.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW