Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Kończę studia i co dalej? - czyli o nauczycielskiej kaście
dodano 27.04.2008
Mam lat 24 - w tym roku kończę studia - filiologię polską. Chciałem zostać nauczycielem, jednak polska rzeczywistość zweryfikowała te plany.
Chciałem zostać nauczycielem z powołania - przekazywać swoją wiedzę uczniom, którzy być może w większości nie byliby zainteresowani tym, co mówię. Chciałem jednak swoim uporem przekonać ich do Gombrowicza, do pupy i opowieści o Wokulskim. Jednak nic z tego nie wyjdzie. Dlaczego?
Złożyłem osobiście podania do 97 szkół - od podstawówki do liceum. Składałem nawet podania do gimnazjów szerokim łukiem omijanych przez absolwentów uczelni wyższych. Dodatkowo wysłałem podania mailem do kilkudziesięciu innych szkół - razem wychodzi więc ponad 100. I co?
Możecie mi nie wierzyć, ale żadna się nie odezwała i nie odezwie (termin składania dokumentów w kuratorium minął w połowie kwietnia). Żadna nie odpowiedziała na moje zgłoszenie - nawet negatywnie. Co więcej, gdy roznosiłem podania po szkołach dało się słyszeć głosy "starej" kadry - "O ten nowy może nas wykukać - widać w nim zapał - trzeba na niego uważać". Dyrektorzy i dyrektorki sceptycznie patrzyli to na mnie, to na moje podanie. Z wielką niechęcią potwierdzali jego przyjęcie, a w większości przypadków odmówili kategorycznie tego zrobić.
Gdy chce się zostać nauczycielem trzeba mieć znajomości - może wydaje się to śmieszne, ale tak jest. Moja koleżanka, której matka jest nauczycielką dostała się na staż już we wrześniu (a jest na V roku). Drugiej pracę załatwił tata - radny. Kolejna ma wujka, który zna dyrektora szkoły, a kolega ma ojca, który z wicedyrektorką miał romans.
I można mi tu zarzucić, że wykręcam całą tą sytuację starą jak świat opowieścią o znajomościach - jednak jak tłumaczyć fakt, że to nie ja dostałem pracę w szkołach, które przyjęły moje koleżanki i kolegów?
Jest nas jeszcze kilkudziesięcioro - pasjonatów, którzy chcą uczyć młodzież, tego, co najważniejsze i podstawowe. Niestety, nasza pasja na razie musi pozostać w ukryciu - gdy nie ma pracy w szkole trzeba szukać innego źródła dochodu. Idziemy więc do Lidla, Tesco czy innego Auchana i tam pracujemy bez pasji, bez złudzeń za średnią pensję i posiłek za 2 zł.
Pytam się więc drogie uczelnie, pytam się więc ministerstwa - jaki sens jest kształcić ludzi - pasjonatów, którzy mają marne szanse na dostanie się do zawodu.
Czasem dochodzę do wniosku, że teraz nawet na praktykę prawniczą można się dostać łatwiej niż do zawodu nauczyciela, który choć tak obrosły mitami, które wyszły z ust samych nauczycieli, jest kastą zamkniętą dla każdego młodego, ambitnego człowieka bez znajomości.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW