Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Z języczkiem
dodano 09.01.2007
Co jakiś czas słychać biadolenie na temat kondycji współczesnej polszczyzny, która zmierza podobno ku przepaści infantylnego wulgaryzmu. Tymczasem język polski stosowany jest po prostu taki, jacy są jego użytkownicy.
Na przystanku autobusowym, dworcu, supermarkecie, chodniku, wszędzie tam, gdzie prawdopodobieństwo napotkania nieznanej sobie osoby rośnie w tempie eksponencjalnym, tam też równie drastycznie rośnie prawdopodobieństwo zetknięcia się z odmianą polszczyzny przesyconej elementami równie egzotycznymi co inteligencja wśród polskich polityków. Współczesna polszczyzna stosowana, czyli ta używana na co dzień przez czterdziestomilionową rzeszę Polaków i stowarzyszonych z nimi językowo innych ludzi, daleka jest bowiem od tej znanej z ksiąg Reja, Kadłubka, a nawet z archiwów IPNu.
Pierwszą rzucającą się w oczy cechą owego polskiego funkcjonalnego jest TENdencja. TENdencja polega na zastępowaniu skądinąd przydatnych w komunikacji podmiotów, przydawek, orzeczeń i partykuł magicznym słowem-kluczem: TEN. W ten (sic!) sposób niejednokrotnie można usłyszeć dialogi w postaci: "I ten tego bo ten tego ten i ten normalnie tego ten". Nie jest to bynajmniej kod zarezerwowany dla funkcjonariuszy służb specjalnych, ale dialekt powszechnie stosowany przez gimnazjalistów, ich rodziców i resztę narodu.
Patrząc na zachowania językowe współplemieńców, jako Polak mogę stwierdzić, że słowo "ten" stało się doskonałym substytutem słów na literę k.. czy ch..., które powoli odchodzą do lamusa wracając na należne im rynsztokowe miejsce. Można to uznać za oznakę postępującego awansu cywilizacyjnego Polaków, którzy podobnie jak z maluchów przesiedli się w paroletnie golfy, tak z "k.." przerzucili się na "ten, no".
Właśnie, "NO". Obok "ten", to bodaj najpopularniejsze słowo nad Wisłą. Występuje jako całe zdanie, a nieraz jest w stanie wypełnić całą konwersację. Wraz z "ten", "no" stanowi wręcz niewyobrażalny ładunek treści potrafiący na całe tygodnie zastąpić zasób słów przeciętnego obywatela przezeń używany.
Powyższe przykłady łatwo wkomponować w niezwykle modny nurt utyskiwania nad kondycją polskiego języka, jego troglodyzacją i tym podobnymi uwsteczniającymi zjawiskami. Tymczasem prawdziwym uwstecznieniem i to cofającym naszą rodzimą mowę w ciemne wieki średnie sprzed Reja Mikołaja narodzenia, są praktyki uprawiane przez tzw. lepiej wykształconych i sytuowanych współplemieńców, którzy sięgając wyższych szczebli drabiny plemiennej kariery z namiętnością oddają się przemycaniu do polszczyzny codziennej słów w postaci "fajlowania", "apdejtów", "resendów" i tym podobnych wyciągniętych ze słownika Merriam-Webster bez uprzedniego zrozumienia sensu ich użycia. W ten sposób po ulicach polskich miast (zwłaszcza tych większych) spotkać można wiele postaci przemykających z wiszącymi przy uszach słuchawkami BlueToothowskimi krzyczących do tych słuchawek o "mityngach", "dinerach", "dilitowaniu" i tym podobnych bliżej niezrozumiałych pojęciach wypełniających ich głowy i BlueToothowskie słuchawki. Mają oni szerokie wsparcie ze strony grona młodych dziarskich naukowców-wykładowców, którzy lekturę Słownika Wyrazów Obcych potraktowali jak beletrystykę i uskuteczniają na wykładach "egzagerację struktur systemowych systemów strukturalnych" dając do zrozumienia, że ich pobyt na uczelni nie jest związany z żadnymi przywilejami uzyskanymi z tytułu ich inteligencji, ile raczej formą zajęć wyrównawczych i to z względnie pozytywnym efektem odbytych.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW