Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Czy prezydent powinien obrażać się na artykuł prasowy?
dodano 09.01.2007
I śmiech niekiedy może być nauką, Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa, I żart dowcipną przyprawiony sztuką Zbawienny, kiedy szczypie, a nie kąsa.
Przywódcy współczesnych państw, podobnie jak królowie i cesarze z ubiegłych wieków, zawsze byli bardzo wrażliwi na opozycję i krytykę. Przewrażliwienie to wyczuliło ich szczególnie na satyrę i komedię, ale tak długo, jak publicystów osłania od odpowiedzialności za drwiny z głowy państwa wolność prasy, tak długo pozostaje im tylko w alternatywie dla robienia dobrej miny do złej gry, publiczne okazywanie zdenerwowania, co w praktyce naraża ich na jeszcze większą śmieszność. Chociaż we współczesnym świecie, czy też we współczesnej Polsce, gdzie żarty z prezydenta, który ukradł do spółki z premierem księżyc, stały się budulcem pod pastiszowe artykuły, cenzura zdaje się nam nie grozić. Teoretycznie.
Charakterystykę wolnej prasy w Polsce zacznę od nakreślenia sytuacji, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Jerzy Urban, mocodawca, redaktor naczelny, właściciel i dziennikarz tygodnika „Nie”, został oskarżony o "myślozbrodnię" za publikację artykułu, w którym obiektem drwin stał się papież. Sam Jan Paweł II nie wniósł wówczas oskarżenia, i nie sprawiał wrażenia osoby w jakimkolwiek stopniu dotkniętej. Nasze prawo chroni uczucia religijne w dwóch sytuacjach. Wówczas, gdy publicznie profanowany jest przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych. Trudno umieścić osobę głowy kościoła katolickiego w którymkolwiek z tych przypadków. W zaistniałej sytuacji znaleziono i wykorzystano przepis, zgodnie z którym zabronione jest obrażanie głowy obcego państwa, postawiony w o tyle komicznym momencie, o ile tylko przypomnieć sobie nagonkę, jaką media wcześniej urządziły Łukaszence.
Na podstawie tej sytuacji łatwo można dojść do wniosku, że skoro istnieją osoby, które z takim zażarciem bronią władzy innego państwa, powinniśmy również odznaczać się lojalnością wobec naszego własnego prezydenta, nawet jeżeli trudno nie uśmiechnąć się nam przy wspomnieniu pamiętnego „spieprzaj dziadu”. A jednak jest inaczej. Jak grzyby po deszczu rosną strony internetowe, których myślą przewodnią jest owo spieprzanie, kąśliwe felietony, a dowcipy same się wymyślają. Takie już mamy czasy, że na dwóch Kaczorów przypada jeden Donald. Trudnym, jeżeli wręcz niewykonalnym jest wyznaczyć satyrze granicę, zwłaszcza, jeżeli oburza się najczęściej jedynie obiekt jej ataku.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW