Szperając w Internecie, trudno natrafić na portale dotyczące zdrowego stylu życia, które wystarczająco wyczerpywałyby temat świeżej skądinąd dyscypliny, jaką jest ballking. Prawdę mówiąc, po raz pierwszy natknęłam się na to słowo zupełnie przypadkiem parę lat temu, przeglądając jedno z popularnych na rynku pism o fitnessie i od razu przykuło ono moją uwagę. Nie jest to nadal aż tak rozpowszechniona (szczególnie w Polsce) metoda na „bycie fit”, a szkoda, bo moim zdaniem ballking stanowi doskonałą alternatywę dla innych, bardziej popularnych dyscyplin i dzięki temu pomaga wyzbyć się rutyny w dążeniu do osiągnięcia upragnionej sylwetki oraz pomóc doprowadzić własne ciało do „stanu używalności”, zwłaszcza po długim okresie unikania jakiejkolwiek formy aktywności fizycznej. Jak nietrudno się domyślić ballking ma związek z piłką, a konkretnie z dwiema miękkimi piłeczkami do tenisa (tudzież innymi, wykonanymi z gumy). Samo słowo „ballking” stanowi połączenie dwóch wyrazów: „ball”, czyli właśnie „piłka” i „walking”, czyli „chodzenie”. Będzie to więc energiczny marsz połączony z naprzemiennym naciskaniem piłeczek w określony, rytmiczny sposób. Technika polega na tym, by podczas owego marszu ścisnąć dłonią akurat tę z nich, która znajduje się przed nami. Można to robić na kilka sposobów – albo używając do tego wszystkich palców równocześnie, albo naciskając po kolei każdym z osobna, albo po prostu tocząc piłkę w dłoni. Ballking to przede wszystkim konkurencja dla popularnego dziś (zwłaszcza wśród osób starszych, choć nie jest to oczywiście regułą) nordic – walkingu , który, można śmiało rzec, zdominował deptaki w parkach i większość miejskich chodników w szczególności w dużych ośrodkach. Być może dlatego ludzie zafascynowani chodzeniem w towarzystwie kijków, nie są zainteresowani inną formą marszu. Ballking to jednak nie tylko marsz i dlatego, moim zdaniem, zasługuje na uwagę. Oprócz oczywistych plusów, jak łatwa dostępność, niski koszt (piłeczki można kupić za ok. 10 zł w sklepach sportowych bądź zabawkowych), niezbyt duży wysiłek fizyczny, który, co może zadziwić, spala mnóstwo kalorii (pół godziny treningu równa się ok. 200 kcal) warto nadmienić jeszcze jeden aspekt przemawiający zdecydowanie na korzyść tej formy fitnessu, a mianowicie elementy medytacji. Naprzemienne naciskanie piłek pozwala na wprowadzenie pewnego rytmu, co doskonale relaksuje i wycisza umysł. Warto więc poświęcić choć pół godziny dziennie na tę aktywność, ponieważ w dzisiejszym, pędzącym wciąż do przodu świecie trudno o choćby chwilę na poświęcenie uwagi swojej duchowości. Dlaczego więc nie spróbować zadbać o oba te aspekty naszego życia, jakimi są ciało i dusza, równocześnie? Zachęcam, gdyż można się miło zaskoczyć.