Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Narkotyki w Ameryce (2) – marihuana
dodano 23.06.2010
Jazzowe korzenie współczesnej muzyki rozrywkowej, a w szczególności zjawisko improwizacji, mają ścisły związek z kulturą palenia marihuany i jej
Jednymi z pierwszych miejsc w Ameryce, gdzie pojawiła się marihuana, były najgęściej zaludnione dzielnice miasta Nowy Jork. „Trafiła tam m.in. dzięki muzykom, którzy sprowadzili zwyczaj palenia na północ wraz z wielką falą nowej „gorącej” muzyki, wymagającej od artystów wyjątkowych umiejętności, zwłaszcza w sferze improwizacji. W regionach przyległych do meksykańskiej granicy i w miastach portowych słyszy się już od pewnego czasu, że „najgorętsze” efekty swojej gry muzycy uzyskują z pomocą marihuany” – pisali w roku 1937 Hary Anslinger i Courtney Ryley Cooper. Jednym z powodów popularności tego nowego zwyczaju, jak odnotowali urzędnicy państwowi, było to, że marihuana miała „zadziwiająco ożywczy wpływ na zmysły artystów”.
Chociaż Milton „Mezz” Mezzrow nie był nigdy zaliczany do grona największych talentów jazzu, to faktem jest, że z najlepszymi grał. Pamiętany jest jako organizator historycznych sesji nagraniowych z Tommy Ladnierem i Sidneyem Bechetem, a także jako manager, współpracujący przez krótki czas z największą gwiazdą epoki Louisem Armstrongiem. Jego nadzwyczaj barwny życiorys – białego klarnecisty, pochodzącego z chicagowskiej klasy średniej, który zapragnął zostać „czarnym” muzykiem – wzbogacił dodatkowo pewien znaczący epizod. To właśnie on był tym facetem, który sprowadził marihuanę do stolicy czarnej Ameryki – Harlemu w czasach tzw. „harlemskiego renesansu” w latach 20., zdumiewającej eksplozji afro-amerykańskiej kultury z legendami takimi jak Cotton Club czy Duke Ellington.
W wydanej w roku 1946 książce Really the Blues Mezzrow wspominał swój pierwszy kontakt ze „złotym liściem” przywiezionym prosto z Nowego Orleanu przez dealera imieniem Patrick, który poczęstował go podczas jednego z koncertów. „Po skończeniu jointa wróciłem na scenę. Wszystko wyglądało normalnie i zwyczajnie zacząłem grać...” – wspominał to zdarzenie Mezzrow, przechodząc następnie do szczegółowego opisu efektu działania marihuany.
„Pierwsze, co zauważyłem, to że saksofon grał jakby w mojej głowie i że nie słyszałem zbyt dobrze części zespołu, choć czułem, że tam są. Wszystkie pozostałe instrumenty słychać było niczym z oddali. To brzmiało tak, jakby włożyć sobie do uszu zatyczki i zacząć mówić głośno. W pewnym momencie poczułem, jak stroik niesamowicie silnie wibruje mi w ustach, a w mojej głowie zahuczało jak w głośniku. Zauważyłem, że wślizguję się dużo swobodniej i dużo lepiej wyczuwam frazę – naprawdę zaczynałem się rozkręcać. Wszystkie dźwięki wypływały lekko z instrumentu, jakby były już wcześniej przygotowane... wystarczyło tylko dmuchnąć i wylatywały w powietrze, jeden za drugim, zawsze we właściwej chwili, bez najmniejszego wysiłku. Frazy miały jakby pełniejszą ciągłość i utrzymywałem się idealnie cały czas w temacie. Czułem, że mógłbym tak grać bez końca z głową pełną pomysłów i energii. Wszystko działo się bez wysiłku... Czułem się naprawdę szczęśliwy i pewny siebie. (...) Publiczność była podekscytowana z powodu tej subtelnej zmiany w naszej grze. Nikt nie wiedział, co się dzieje, ale jakaś dziwna energia unosiła się w powietrzu i sprawiała, że wszyscy płonęli z zachwytu. Za każdym razem, gdy otwierałem oczy, miałem przed sobą twarz dziewczyny, stojącej przy podeście i kołyszącej się jak wahadło – wspominał Mezzrow – musiałem wtedy szybko zamykać oczy, by nie wybuchnąć z radości”.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW