Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Neonowa Biblia
dodano 04.04.2007
Od sensacji do prawdziwej gwiazdy. Status artystyczny wyznaczony przez zdeklarowanych fanów w postaci: Davida Bowie, Chrisa Martina czy Bono. Nie znać ich, to tak jakby mieć dostęp do Internetu i nie być na YouTube.
Wszystko zaczęło się w 2004 r. w Kanadzie od pogrzebu. Śmierć rzadko bywa przydatna w muzyce. Szczególnie jeśli chodzi o debiutantów. Jednak zespół Arcade Fire wybrał sobie na debiut tytuł „Funeral”. Płyta praktycznie z marszu stała się głośna nie tylko wśród krytyków. Zarówno w Wielkiej Brytanii jak i w USA płyta została dobrze przyjęta. Poza publicznością i krytykami zespołowi nie szczędził też pochwał Chris Martin z Coldplay, który wyrażał się o nich jako o najlepszym zespole na świecie. Na koncerty zaczął regularnie chadzać sam David Bowie. Płyta w opozycji do swojego tytułu przyniosła narodziny sensacji okrzykniętej wydarzeniem sezonu. Na płycie znalazł się genialny utwór „Wake Up”. Arcade Fire jest owocem małżeńskiej pomysłowości Wina Butlera i Régine Chassagne. Skład grupy jest siedmioosobowy.
Dziś jednak mamy rok 2007. Echa debiutu już powoli mijają. Sensacja jak to sensacja nie trwa zbyt długo, a w światku artystycznym trzeba o sobie przypominać wydawnictwami. Na półki właśnie trafił ich nowy album „Neon Bible”. Oj, bałem się tej płyty. Tak fantastyczny debiut, praktycznie nokautujący rywali. Plus widmo „drugiej płyty”. To wszystko sprawiło, że „Neon Bible” była w dziesiątce najbardziej oczekiwanych premier roku. Teraz już wiem, jak ona brzmi, a brzmi rewelacyjnie. Zespół poczynił krok naprzód. Płyta nie jest kopią swojej poprzedniczki. Słychać dojrzałość. Porzucili zadziorność na rzecz melodyjności. Dzięki temu mamy na płycie bardzo dobre piosenki. Nadal w głównej mierze jest to muzyka rockowa. Arcade Fire czerpią z tradycji, ale robią to inteligentnie i korzystają z najlepszych wzorców. To jest tylko fundament do stawiania swoich własnych pomników. Kształtują muzykę dwutorowo. Z jednej strony mamy epickie ornamenty w postaci kościelnych organów i dzwoneczków. Z drugiej porywające kompozycje w stonowanych dźwiękach. Z opisu rzeczywistości wg Arcade Fire wynika dość ponury obraz. Oczywiście wszystko podane w zawoalowanej formie. Podlane nieco patetycznym sosem. Zespół przywraca też tradycję, nieco już zakurzoną, koncept – albumu. W recenzjach, tudzież wypowiedziach, dotyczących tej płyty można wychwycić sformułowania typu: „ta płyta przywróciła mi wiarę w rocka”. Cienia przesady nie ma w takiej wypowiedzi. Zespół dryfuje w stronę panteonu sław. „Neon Bible” już zdobył listy sprzedaży płyt w USA. Nie może być inaczej, jeżeli na płycie są takie kompozycje jak „Keep The Car Running” czy „Intervention”. Moje uszy domagają się również „Black Mirror” i „No Cars Go”. To jest niebezpieczna płyta. Pożera słuchacza i każe słuchać na okrągło. Jedno jest pewne: wstyd nie znać Arcade Fire. Wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze lepiej. Otóż skoro ktoś uporał się z widmem drugiej płyty to trzecia płyta może być genialna. Przykład: U2 trzecia płyta "War", Radiohead trzecia płyta "OK Computer". Pozostaje jedynie uzbroić się w cierpliwość.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW