Teoretycznie, działanie, które nie powinno mieć miejsca, być napiętnowane przez nauczycieli jak i uczniów. Praktycznie, nagminne, akceptowane, a nawet wymuszane sposobem nauczania.
Uczniowie ściągają, żeby lepiej i mniejszym wkładem pracy napisać sprawdzian, ale też dlatego, że żmudne zakuwanie mnóstwa nieciekawego i bardzo często niemającego praktycznego znaczenia materiału nie jest wymarzonym zajęciem, dlatego że nie mają czasu, że przy danym nauczycielu można ściągnąć, wreszcie dlatego, że wszyscy ściągają.
Nauczyciele zachowują się różnie: niektórzy przymykają oczy, inni udają, że na ich lekcjach tego problemu nie ma. Pewna grupa podejmuje walkę (nie zawsze skuteczną), każdy uczeń zna chyba podział piszących na grupy czy rozsadzanie przed sprawdzianem. Czy ci nauczyciele to zdecydowani przeciwnicy nieuczciwych pomocy naukowych? Nie do końca, bo ten sam nauczyciel, który tak dba o uczciwość zdających na swoich lekcjach, jako sposób na wygospodarowanie czasu na naukę jego przedmiotu zaleca "napisanie se ściągi” z innego, lub w trosce o wynik swojego podopiecznego na egzaminach zewnętrznych (egzamin gimnazjalny, matura) podpowie to i tamto, łaskawie nie zauważy odpisywania.
Ktoś mógłby zaprotestować, że ściąganie to oszustwo, grzech. Aby zanegować słuszność protestu można odwołać się do instytucji, która mówi nam, co jest grzechem, a co nie, do kościoła i do obrazu księdza katechety podpowiadającego zza pleców biskupa na egzaminie przed bierzmowaniem.
Wszyscy są mniej lub bardziej za, wszyscy są zadowoleni, po prostu jest fajnie!
Popatrzmy tylko jeszcze na zagraniczne (zachodnie) szkoły, jak dużo im jeszcze do nas brakuje, tam nikt nie ściąga, a za samą próbę można wylecieć ze szkoły - żałosne!