Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Trzy ważne rzeczy -Dom Dziecka.
dodano 01.01.2008
Dzięki takiemu wspaniałemu medium jak telewizor setki przeciętnych Kowalskich miało okazję poznać od środka Domy Dziecka-a to za sprawą telewizyjnego cyklicznego dokumentu nadawanego na TVP 2. Wyłaniał się z niego taki oto obraz:
Oto w zamknięciu i bez rodziców żyją sobie samotnie dzieci. Nie mają do kogo się przytulić ,płaczą po nocach marząc o nowych rodzicach. Zawsze są grzeczne i uprzejme ,mimo iż wiele w życiu doświadczyły. Po prostu „przyjdź, pokochaj nas a wszystko się ułoży” Mając w pamięci takie oto widoki zapewne wiele osób ogarnęła chęć pomocy ,czy przez wolontariat czy myśl o adopcji. I znaczna część z nich brutalnie została wyrwana ze błogiego snu.
Otóż z racji przyjętej konwencji program telewizyjny przemilczał lub nie pokazał paru spraw które postaram się nakreślić Po pierwsze Dom Dziecka to nie cudowna nibylandia gdzie wszyscy się kochają. To dla wielu dzieci miejsce przetrwania i walki. Małoletni osobnik nie ma bowiem wpływu na to z kim przychodzi mu przebywać-czy będzie to kolega czy też może starszy i zdegenerowany wróg. Brakuje miejsca na prywatność ,o której nie może być mowy kiedy w jednym pokoju mieszka kilka osób. W efekcie szerzy się samolubstwo i podkreślanie iż dany przedmiot jest „mój” Jak w każdym środowisku zamkniętym tworzy się sieć powiązań i układów ,a każde nowe dziecko zostaje wtłoczone w ten tygiel. Z reguły prym wiodą osoby najstarsze i najsilniejsze. To one wyznaczają nieformalne zasady i stoją najwyżej w hierarchii grupy. Z ich zdaniem liczy się reszta ,oraz czasami wychowawcy.
Należy zauważyć iż dzieci trafiają do domu dziecka z rodzin patologicznych i nieudolnych wychowawczo lub ekonomicznie. Gdyby w rodzinnym domu wszystko było tak jak należy lub co chociaż minimalnie tak jak powinno, to dziecko właśnie tam by przebywało. Tymczasem tak nie jest, zdarza się więc iż do d.d trafiają osobniki zdemoralizowane ,dla których jedynymi wzorami byli lokalni bossowie podwórek. Tam gdzie rodzice są pod wpływem napojów wysokoprocentowych lub ich nie ma ,małoletni szukają sobie innych wzorów, takich jakie akurat są najbliżej. I cały ten bagaż doświadczeń oraz różnych wzorów zachowań przenoszony jest do bidula.
Nie da się wyeliminować większości negatywnych zachowań bez indywidualnej i intensywnej terapii ,a zazwyczaj na piętrze jest jeden wychowawca na 8 godzinnym dyżurze. Po drugie tego typu instytucja jest miejscem gdzie pracuje się z dzieckiem „masowo” .Tzn. nie ma fizycznej możliwości żeby wychowawcy zwracali uwagę na wszystkie indywidualne zachowania. Każdy z nich ma również swoje zasady i swoje wartości ,i gdy kończy się zmiana i przychodzi inny Pan lub inna Pani zmienia się kontekst sytuacji. To co przejdzie na zmianie u jednego ,u drugiego może być niedopuszczalne. Kiedy pojawia się wiele kodeksów efekt jest taki że nie stosuje się do żadnego. Po trzecie dzieci buntują się przeciwko sytuacji. Pobyt w d.d. traktują jako karę ,a sam przybytek jako hotel. Trudno im zrozumieć np. dlaczego rodzice piją lub urządzają ekscesy. Wrażenie czasowości („mama się poprawi”) przebywania w bidulu nie pomaga w zaakceptowaniu jego zasad. To oczywiście jedna strona medalu-a co mamy po drugiej? Jeśli ktoś zdecyduje się na wolontariat (pracę) w d.d z powyższymi założeniami to sam odkryje jak dzieci potrafią być wspaniałe.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW