Jak podaje anonimowy przedstawiciel rządu USA, amerykanie nie wiedzą, w który rejon świata uderzy satelita. NASA uspokaja, że zrobi wszystko aby opanować niebezpieczną sytuację.

Jest kilka koncepcji - ta najbardziej optymistyczna zakłada, że ,,kosmiczny śmieć" spali się w atmosferze, równie dobrze może wpaść do oceanu albo uderzyć w miasto. Skutki mogą być tragiczne.
Satelity, kiedy zakończą pracę zazwyczaj ulegają spaleniu. Niestety, na ziemskiej orbicie, krąży masa ,,kosmicznych odpadków", które są prawdziwym niebezpieczeństwem dla kosmonautów. Narzędzia, odpryski farby z wahadłowców krążą wokół ziemi z prędkością    40 000 km/h, bez problemu mogą w jednej sekundzie zabić kosmonautę oraz poważnie uszkodzić statek kosmiczny. Należy zwracać szczególną uwagę na to, w jaki sposób są wznoszone na ziemską orbitę. Naukowcy opracowali już kilka nowatorskich rozwiązań.


Jak to się dzieje?


Aktualnie satelity umieszcza się w kosmosie za pomocą silników rakietowych ogromnej mocy. Opór powietrza sprawia, że w momencie wystrzeliwania powłoki rozgrzewają się do czerwoności i łatwo o uszkodzenie, które może być tragiczne w skutkach.


Windą do nieba.


Lina mierząca 36 tysięcy kilometrów i inne specjalne urządzenia w przyszłości będą służyły do umieszczania satelity na orbicie. Ma to być najbardziej innowacyjny i najbezpieczniejszy sposób. Nie dojdzie do uszkodzeń, oraz automatycznie zmniejszy się liczba kosmicznych odpadków.



Problemem jest znalezienie odpowiedniej liny, którą przymocowując do niewielkiego ciała niebieskiego nie pęknie pod własnym ciężarem. Na razie najbardziej odpowiednie wydają się być nano-rurki węglowe. Pierwsze technologie mają pojawić się w tym roku, natomiast budowa pierwszej takiej windy powinna być ukończona przed 2030r.