Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Gdy byłem chłopcem chciałem być żołnierzem, teraz też chcę
dodano 25.02.2009
Chętnych do służby jest tak wielu, że wojsku nie zabraknie profesjonalnych kadr. Budżetowe cięcia w MON mogą jednak zmusić armię do czasowego ograniczenia poszukiwań chętnych do zawodowej służby.
Czy w armii mamy już, m.in. w związku z kryzysem gospodarczym i rosnącym w kraju bezrobociem, "klęskę" urodzaju chętnych do korpusu zawodowych szeregowych?
W Wojskowej Komendzie Uzupełnień w Bochni usłyszeliśmy, że o klęsce trudno mówić, ale chętnych do korpusu szeregowych zawodowych rzeczywiście jest dużo, a jednostki garnizonu krakowskiego (Kraków i okolice) są w tej chwili "uzupełnione". Dlatego oferty dla tych, którzy pragną założyć mundur na dłużej, pozostały głównie w miejscowościach daleko na północ czy na zachód od Krakowa.
Problem w tym, że niemal każdy zgłaszający się do WKU w naszym regionie chciałby służyć jak najbliżej domu, więc mieszkańcy Małopolski nie palą się np. do wyjazdu do Międzyrzecza. A stacjonująca tam 17. Wielkopolska Brygada Zmechanizowana kusi: "To nie oferta pracy - to sposób na życie". I obiecuje możliwość wyjazdu na zagraniczne misje.
Ppłk Grzegorz Dobosz, szef WKU w Nowym Sączu, także potwierdza, że zainteresowanie zawodową służbą wojskową jest bardzo duże. Praktycznie codziennie zgłaszają się nowi kandydaci. Dostają informacje o wakatach w jednostkach i kierowani są na wymagane badania - zapewnia. - Wiele etatów już zostało zajętych, ale nikogo nie odsyłamy z kwitkiem. Zapisujemy ich w bazie danych - mówi komendant.
Zdaniem oficera kryzys ma pewien udział w tak dużym zainteresowaniu karierą w armii, bo pensja 2200 zł brutto, bezpłatne zakwaterowanie i ekwiwalent za wyżywienie okazują się dla wielu atrakcyjne. Niemniej także kampanie reklamowe, billboardy, filmy czy spotkania w szkołach przynoszą efekty. - W ubiegłym roku pracowaliśmy na to, żeby teraz zbierać owoce - twierdzi ppłk Dobosz.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ