Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Psa spisano na straty - a procedury?
dodano 15.02.2010
Wszyscy słyszeli o piesku, który został uratowany przez polski statek...
Wszyscy słyszeli o piesku, który został uratowany przez polski statek naukowo-badawczy "Baltica" (współarmatorzy - Morski Instytut Rybacki oraz Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej; zbudowany w Stoczni Remontowej NAUTA w Gdyni w 1993). Nawet głośno było o nim w świecie. Wielu z nas dowiedziało się również, że "płynącego Wisłą na krze pieska widziano w okolicach Grudziądza".
Ostatnio wpadła mi w oczy gazeta, w której napisano, że nie tylko widziano psa płynącego na krze w okolicach tego miasta, ale nawet że służby ratownicze podjęły się ratowania tego biednego zwierzęcia. I dopiero ta informacja mnie zdruzgotała, bowiem pierwszą (sprzed wielu dni) uznałem za nieoficjalną informację jakiegoś świadka spacerującego wzdłuż Wisły.
Okazuje się, że już 23 stycznia widziano pieska, ratowano go, jednak bezskutecznie. I co??? Wiedziały o tym służby ratunkowe, ojcowie miasta, dziennikarze, miłośnicy zwierząt i co? - pytam ponownie! Nikt nie zainteresował się dalszym losem zmarzniętego ssaka, skazanego na zamarznięcie? W kraju miłującym zwierzęta, w szczególności psy?!
Postanowiłem przejrzeć internet w tej sprawie i znalazłem opis na stronie - http://www.se.pl/wydarzenia/kronika-kryminalna/kra-porwaa-miska_127625.html, gdzie dopiero 25 stycznia zaalarmowano czytelników - "Niech ktoś pomoże temu nieszczęsnemu psu! Wielki kundel Misiek jest uwięziony na lodowej krze dryfującej w dół Wisły. Jest głodny, zziębnięty i przerażony. I nie może się wydostać. Próbowali ściągnąć go na brzeg strażacy z Grudziądza (woj. kujawsko-pomorskie), ale przegrali walkę z żywiołem. Nikt nie wie, gdzie teraz jest Misiek i co się z nim stało".
W dalszym ciągu dramatycznej fabuły czytamy, że "Strażacy od razu rzucili się na ratunek Miśka. Mieli cały profesjonalny sprzęt, jaki na co dzień używają do ratowania ludzi. Liczyli, że uda im się dopłynąć łodzią do psiska i wyciągnąć go na brzeg. Niestety, kry na Wiśle było tyle, że nie dało się odbić od brzegu! Zdruzgotani strażacy stali bezradnie na brzegu i patrzyli, jak dryfujący pies znika gdzieś za horyzontem".
No dobrze, że to nie był człowiek, choć z pewnością naszego dwunożnego ziomala nie zostawiono by samemu sobie. Ale psa zostawiono, choć jest on przecież nazywany (przez nas) przyjacielem człowieka. Pewnie tak jest, ale to my tak uważamy na pokaz, bowiem prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Może uznano, że piesek nie jest jeszcze w prawdziwej biedzie i dano mu szansę, aby sam się ratował? Miał przecież jeszcze do morza 120 km mroźnej nadziei, nieprawdaż?
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW