Start
Profil
Pino quizy
pino gry
o pino
zamknijx
Musisz być zalogowany, żeby ocenić artykuł.
zamknijx
Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie

Życie kulturalne dzikich

Autor: laim
dodano 26.07.2007
Życie kulturalne dzikich
Ocena:

Groteskowa opowieść o pop-kulturze oddychającej gdzieś w Europie pełnymi płucami.


Łabędź nie jest dobry do konsumpcji, śmierdzi mułem, świnka morska jest podawana do jedzenia w wersji standardowej i europejskiej, na jednej z wysp nad jeziorem Titicaca kobiety pracują w pocie czoła, a mężczyźni szyją łachy na drutach. W samym centrum Europy, kultura kwitnie od festynu, do odpustu, jarmarku staroci, koncertu Dody i Rubika. W telewizji mnożą się nowe gwiazdy, piszczą, wymachują zadem; na wszystko jest czas, na wszystko można zwrócić uwagę, tylko trzeba sobie, to dobrze poukładać. Już w poniedziałek myślę o tym, co będę robić w czwartek. We wtorek trzeba telefonować, w środę również. Mirek wspominał, że nigdy nie był w filharmonii, trzeba to zmienić. Bartek z pewnością wybierze się ze mną na prelekcje, a Ryś do redakcji po zaproszenia do teatru. Jest jeszcze Andrzej, który kryje Asa w rękawie i cały wszechświat ogromnych możliwości. Wzbijam się! Wychodzę się odchamić! Gdy mam ochotę być w centrum, to jestem! Z nostalgią oglądam konkurs rysunku chodnikowego ulica 1-go Maja. Są herbatniki; taka galeria pod odkrytym niebem, gra muzyka, wszyscy są zadowoleni, a najbardziej nasi milusińscy. Jak się znudzą, kaowiec rzuci im piłkę gumową, wtedy w Telewizji-WIEPRZ przez miesiąc będą informować, że rozegrano turniej w zbijaka, ile w tym wszystkim polotu, energii, uśmiechu na ustach. - Pozytywne elementy ludyczne. W domu kultury „Jeleń” położonym na peryferiach agromeracji można zobaczyć, wystawę chustek Violetty Villas, fotografie miesiąca oraz aktualizowaną, co tydzień gazetkę ścienną pt.: „Poeci na rykowisku”. Całość jak wyżej chwyta za serce. Graj piękny cyganie, trwa już przecież z trzydzieści lat. Z uwagą czytam, daję się ponieść liryce: „Miasto, twoje, moje – wyśnione Tyle się tu dzieje, że Kochanowski Czy ten, jak się on tam nazywa – Mickiewicz, by nie opisał!” /Nagroda Czerwca/ Bibliotek ci u nas multum, księgarni z bibułą dostatek. Półki uginają się pod ezoteryką i romansami; są książki telefoniczne i kucharskie. Za przysłowiowego dolara, czyli grosik można kupić „Legendę Młodej Polski – Studya o Strukturze Duszy Kulturalnej”. Rozochocony, pytam się bibliotekarki o Hauptmanna. - A co, to za autora mi pan podaje? – A mieszkał, tu w pobliżu, taki noblista. – Tyle lat pracuje, a nie znam! Z noblistów jest Sienkiewicz i pamiętniki Wałęsy. Chce Pan? A może horrora? Mężczyźni powinni czytać męskie rzeczy. Biorę „O dwóch takich, co zleperowali Polskę”. Mam nad wyraz do analizowania. We wtorek, to już raczej nie bawię się w beletrystykę, ale działam, trzeba walczyć, rozdają w ten dzień na telefon bilety do kina. Pech dzisiaj zaproszenia wylosowali pracownicy redakcji, coś tam ciekawego szło, nie można było odpuścić. Zaraz też, dzwonił do mnie Andrzej i pytał się jak mi poszło? Myślał, że to ja, sprzątnąłem mu seans z przed nosa. Gazetę jednak opłaca się kupować! Gdyby nie ona, nie gościlibyśmy w placówkach wyższej użyteczności. A tak spokojnie wyjdę jutro z Rysiem stanąć w kolejce po blankiety do filharmonii i teatru. To będzie mistrzostwo świata! Dziś zresztą są zajęcia plastyczne dla dorosłych, nauka rysowania jabłek, flakonów, koni w galopie, takie twórcze warsztaty dla amatorów. Nie ma się, co wywyższać, uważać, za nie wiadomo, kogo, takie jabłko widziane z różnych kątów, wywołuje nie małe napięcia. Człowiek wierci się, rozgląda, a temat zadany ryje wzrok. Uczę się, mogę być Jonatanem, Szampionem, Elstarem lub zwykłą Papierówką! Mam kredki, ołówki, temperówkę, można nawet skorzystać ze sztalug. Jednak serwis kosztuje dwieście złotych o wiele za dużo jak na potrzebującego. Całość akcji kończy się wystawą warzyw i owoców na miejscowym ryneczku. Szczęśliwiec - zwycięzca dostanie laurkę i praktykę w ramach prac interwencyjnych u badylarza. Solidne Public ralations! Jeszcze wieczorem przypominam się ekipie, alarmuję wszystkich, co jutro trzeba robić, jak przebiegać ma akcja. Większość gotowa jest powalczyć, z całej grupy wyłamuje się tylko Bartek, tak jakby miał dość kultury! Nie pierwszy to raz kręci nosem, ten kompozytor mu się nie podoba, innego ma na CD, a ludzie kaszlą, prątkują, grajkowie się pocą i prawie zawsze nieestetycznie, to wygląda. Sumując Bartolomeo ma tyle plików Mp3, że przez cały rok mógłby wypełniać program w kilku miastach. - Co w zamian proponujesz; pytam, bo czuje, że szlachta coś kombinuję. – A w czwartek są slajdy, tym razem w muzeum „Chińczycy czują się świetnie”. Jak szybko mogę dzwonie do Rysia, żeby nie tylko weekend dobrze wypadł, ale i czwartek! Jak do tej pory wszystko w porządku, sprawdzę tylko jeszcze pocztę elektroniczną: Pudelek donosi. Ależ okropni są ci ludzie: Doda "mogła stracić życie" O rety! Doda trafiona zapalniczką w trakcie koncertu! Co ona tam wypisuje? „LUDZIE!!! Nie bądźcie zwierzętami... .Nigdy w życiu nie powiedziałam i nie powiem, że: "jadę zobaczyć jak się bawią wieśniaki". Jest to świnia podkładana naszemu zespołowi ilekroć jedziemy grać do mniejszych miejscowości żeby uprzykrzyć nam koncert i spowodować nieprzyjemności. Spotykam się z tym już z czwarty raz i nie kumam, komu zależy na włożeniu w moje usta słów, których nigdy nie powiedziałam. Sama pochodzę z małej miejscowości i nie jest to dla mnie wyznacznik dobrej czy złej publiczności.”(Doda) Wysyłam linki, do kogo się tylko da, przez całą noc w ramach wolontariatu walczymy na forum o bezpieczeństwo artystki! Doczekaliśmy się też wdzięczności. Doda zdecydowała, że zagra u naszym mieście w związku z urodzinami nowego hipermarketu, a to już niedługo. Na ten koncert Bartek na pewno już pójdzie, a i Mirek nie pogardzi. Chłop nawet nie ma komputera, więc nie wie, co się szykuje, to dopiero będzie niespodzianka. Środa – Do boju Polsko! Wychodzę do centrum o dziesiątej trzydzieści, w kieszeni świeżo naładowana tak-takiem komórka, w torbie egzemplarz gazety. Prosto do Rysia, ten bierze swój telefon; drugiej gazety nie trzeba. Pod biurem redakcji jesteśmy godzinę wcześniej. Niestety daliśmy ciała, jesteśmy tuż za szczęśliwym emerytem, chyba przyszedł z dwie godziny wcześniej, ale co tam damy radę. Osobiście póki, co nie pokazuję się na oczy dziennikarzom, za często mnie widzą, mogliby protestować. Ustawiamy się jako druga i trzecia osoba z rzędu. Jednak Ryś nie widzi dobrze tej konfiguracji, gdybyśmy przyszli wcześniej, można byłoby zagrać o wszystko, a tak trzeba się na coś zdecydować. Gdybym był pierwszy, a Ryś drugi, poczekalibyśmy na trzeciego i wpuścili go w środek. Ja bym odbierał zaproszenie do teatru, a Ryś w tym czasie na zewnątrz dzwonił po zaproszenia do filharmonii, po czym spokojnie bym wyszedł, dał mu gazetę, a Ryś tym razem poprosił o drugie zaproszenie do teatru! W między czasie pozostała część ekipy wydzwania, po glejty do filharmonii, i wszyscy wtedy idą wszędzie, za pomocą jednej gazety. Niestety w szyk wcisnął się emeryt i trzeba na gorąco coś wydumać, z czegoś zrezygnować! Około Jedenastej czterdzieści pięć, zaczynamy akcje. Ryś dostaje ode mnie moją komórkę, będzie dzwonił na dwie ręce. Ja z gazetą wchodzę do środka, emeryt twardo stoi przede mną. Takie życie! - Ryś ma przewagę, telefonia komórkowa lepiej łączy niż stacjonarna; dwóch operatorów Era i Plus, podlegają teraz rozkazom Rysia. Przez piętnaście minut, połączenie odrzucone, połączenie odrzucone, aż do kontaktu. O dwunastej emeryt dostaje jako pierwszy zaproszenie, wybiera filharmonie. Ryś daje mi znak ręką zza drzwi, widzę promienny uśmiech ma już zaproszenie do teatru. Teraz, moja kolej. Proszę o zaproszenie na ten sam spektakl, pokazuję gazetę. Słyszę w międzyczasie rozmowę z dyspozytorki, ktoś rezerwuje drugie zaproszenie do filharmonii. Wściekły wychodzę z biura! Podaje Rysiowi gazetę, ten idzie po odbiór swojego zaproszenia. W między czasie dzwoni do mnie Asia, okazuje się, że to właśnie ona wylosowała filharmonie. Uf! Wszystko gra, a przez chwilę myślałem, że daliśmy ciała. Wychodzi Ryś jest kontent, dzielę się z nim świeżymi informacjami. Klasyczny hattrick! Ryś daje mi gazetę, będzie jeszcze potrzebna. Zatem Victoria wiedeńska: czwartek slajdy, teatr wieczorem w sobotę, a w niedzielę jazda do filharmonii, na koncert kameralny. Jestem z siebie dumny! Orkiestra filharmonii działa od 1964 roku! W swoim repertuarze posiada najcenniejsze dzieła światowej literatury muzycznej wszystkich epok. W swoim dorobku ma sześć płyt kompaktowych. Coś mnie, jednak mierzi – irytuje, na chłopski rozum Bartek ma o wiele większy dorobek i działa niewspółmiernie w węższym zakresie czasu! Może tak zrobiłby imprezy u siebie na chacie? Jest czwartek, gazeta już zmiętolona, teraz robi za wyściółkę pod pastowanie butów, takie wtórne uobecnienie przedmiotu. Szykuje sobie lacze, gajer, będzie elegancko. Koszuli mi nie trzeba, wezmę golf, nie gniecie się tak bardzo jak koszula i karku krawat nie spina. Niech sobie te ciuchy czekają, jest trochę czasu, by dobrze się wyekspediować. Ryś puszcza sygnały, pędzę w szmatach na luzaka, w prelekcjach jest metoda. Człowiek tak dawno nie był na porządnym urlopie. Po co się tak rozrzucać, szlajać tysiące kilometrów. Bartek ma racje; spokojnie, co tydzień można obejrzeć w wygodnym krześle przezrocza z całego świata. Chcesz jechać na Bermudy, masz Bermudy, chcesz być na Krymie jesteś; dziś lecimy do Kitajców za zupełną darmochę. Na fotoplastykon tak jak w przypadku gazet i zaproszeń, trzeba wyjechać odpowiednio wcześniej, aby się zmieścić na stryszku. O siedemnastej czterdzieści, mamy z pod TESCO darmowy przejazd w kierunku muzeum. Wsiadamy i jedziemy. Bartek jest wcześniej zaklepał nam taborety. W salce rejwach, troszkę mi jakiś facet głową przysłania ekran. Siedzi tu prawie cała dzielnica, nikt nigdzie nie jeździ, ludziska chcą sobie poużywać. Mało, kto z nich rozumie, jaki mają luksus, przecież zagranicą, jak grzyby po deszczu powstają firmy, które zajmują się aranżowaniem czasu urlopowego dla ludzi spędzających urlopy w mieście. Płacisz funty, dolary, a ekipa aktorów i scenografów robi ci z chałupy przykładowo wnętrze mozambickie, do tego serwuje odpowiednie jedzenie, śpiewy, w telewizorze filmy. Wszystko jak w bajce, ale dosyć tych fanaberii, kustosz przedstawia już prelegenta. Podczas odpalania laptopa wytwarza się taka wspólna więź, rodzinna atmosfera. Konsumujemy zakupiona w sklepie czekoladę, dziadek, który przychodzi z własnym leżaczkiem rozprostowuje gnaty. Bartek nie traci czasu rozgląda się za przyszłą żoną. Ryś przysypia, czasem ożywia się jak ktoś głośniej coś powie. Podróżujemy - A, to jesteśmy w Szanghaju! A to w Pekinie! A to anegdotka o pieczonym psie, następnie o malarycznym powietrzu; śmiechy, chichy, pytania. Uczymy się od Chińczyków jak z pomocą lusterka wybiera się ze koszów na śmieci butelki plastikowe, można je potem przetworzyć na polary. Marzy mi się, aby przynajmniej jedna dziesiąta Kitajców tutaj przyjechała, wysprzątać rzeki, kanały, trzeba skończyć z tą monotonią gniecionych puszek z aluminium. Od prowadzącego dostajemy, rozpiskę na slajdolot półroczny. - Co to już koniec? Budzi się z letargu Rysiu. – A no koniec w przyszłym tygodniu lecimy do Ceglaka, ale, tam też trzeba być wcześniej, wszędzie ostra konkurencja i kłopot z miejscami. Kończąc jeść czekoladę maszerujemy pełni nowych wrażeń w kierunku autobusu. Niestety, trzeba iść dwie przecznice dalej, jest późno i prawie nic już nie kursuje. Pędzimy truchtem w kierunku następnego przystanku. Płoną latarnie, rzeka w równoległym do drogi korycie szumi przedpowodziową pieśń. Nagle jak Zombie, pięćdziesiąt metrów przed nami, pojawia się słaniający mężczyzna. Wykonuje uliczny taniec. Coś jak w klasztorze Shaolin, taka analogia z prelekcją. Skłony, pady, okrzyki bojowe! Jak pięknie się to wszystko domyka w antropologiczne badanie. Czemu Szczasz Na Chodnik Człowieku? Trobiandczyk odpowiada – Mam kamienie nerkowe, marskość wątroby, jestem alkoholikiem! Dajemy człowiekowi namiar na przyszły tydzień, Meksyk i Tequila, miejsce Ceglak, namiar slajdy. Wszystko przecież może zainteresować! Prawdą jest też, że we wszystkich nas płynie wspólna sarmacka krew: miód pitny, piwo zamkowe i nalewka! Prosta wymiana uprzejmości, taka wymiana Kula! Facet pokazał nam kilka padów, a my mu pach, w rekompensacie namiar na przezrocza. O! Jak dobrze się śpi, kiedy człowiek naje się kultury, opije się do syta, podzieli z potrzebującymi. Zwłaszcza, że ludzie pozostają wdzięczni i potrafią docenić każdy gest. Nie raz, nie dwa, dawałem Andrzejowi info na rozmaitego typu imprezy. Tym razem inicjatywa wypłynęła z jego strony. Wyobraźcie sobie, że nigdzie nie było żadnego sygnału. Andrzej po starej znajomości, dowiedział się od jednego z pracowników BWA o piątkowym happeningu. Znali się od lat, zawsze jak był wernisaż, krąg znajomych szedł na poczęstunek. Winko, kawa, herbata, czekoladki i ciastka. Jednego miesiąca Andrzej przytył trzy kilo! A teraz chodzi, po mieście fama, że coś się kroi, że nagie panienki będą biegać po galerii z hamburgerami, colą i kiełbasą. Całkiem możliwe, że to impreza zamknięta. Cała bohema idzie, a nas cwaniaki chcieli wyrolować, jak byśmy byli ulepieni z innej gliny! Jednak wybaczam, puszczam w niepamięć. - Co za tydzień? W dzień, w dzień coś się dzieje. O szesnastej start konsumpcji, siadamy na sofie, pijemy markową herbatę i zajadamy smaczne kokosanki. Rozmawiam, też ze znajomymi, o filmach, sytuacji w mieście, awangardzie, witam się z mocodawcami, reprezentantami rozmaitych placówek, aktorami; cyborgów z lokalnej telewizji udaję, że nie widzę! - Tak, oczywiście, że tu, w tym miejscu jest serce miasta. Zaczyna się przedstawienie, znowu fotoplastykon, laptop, jakiś gość z offu mamrocze mantrę tybetańską, a gołe panienki leżą na podestach barowych. Szybko zaczynam rozumieć, że trzeba na zapas napić się kawy i zjeść większą ilość ciastek. Dla leżących panienek coli nie starczyło. Wyszedł z tego skandal, a po kilku dniach zażarta dyskusja na forum internetowym. Ludzie stracili kontrolę nad współczesnością, tylko, by pili i żarli, czytali Sienkiewicza i oglądali Matejkę. Jednak nie powiem wdzięczny jestem Andrzejowi. Sobota wieczór, o jak dawno nie byliśmy w teatrze, człowiek aż się garnie, do wyższej kultury, jest okazja, aby się odchamić. Promieniujemy z zachwytu, siedzimy jak VIP-y w lożach. Spoglądam w prawo, cała sala główna zawalona siwymi staruszkami, poza naszą grupą nie ma nikogo młodego. Będziemy uczestniczyć w gali, przyglądać się przedstawieniu, które cementuje tożsamość między pokoleniową. W roli głównej, nie schodzący z plakatów, najsłynniejszy Hrabia na świecie – „Ta Joj! TUNIO”. Drugim bohaterem jest historyczne miasto Lwów! Nigdy przedtem i nigdy potem nie otrzymaliśmy tak solidnej dawki lwowszczyzny. Były przyśpiewki, anegdotki, scenki rodzajowe, a nawet forma quizu. Bawiliśmy się przednio, nie sądziłem, że tego typu impreza może mnie aż tak rozbujać. Hrabia Tunio szalał, wcielał się w różne role, a w pewnym momencie nieoczekiwanie zaczął przesłuchiwać widownie. Blady strach padł na naszą ekipę, byliśmy jedynymi odznaczającymi się ludźmi na sali. Może, zarejestrowały nas kamery techniczne, gdy przeprowadzaliśmy zagrywkę z gazetą? W pewnej chwili Tunio zadał wszystkim przysłowiowego szacha - pytanie: Jak wołano na lwowskiego cwaniaka? Nie chodziło o batiara, ale o kogoś bardzo, bardzo podobnego? Ryś zrezygnował z pójścia do teatru, przekazał zaproszenie Grześkowi, tak jakby wyczuł instynktownie, że będą sytuacje podbramkowe. Grześ nie wylosował miejsca w loży, lecz na środku sali. Hrabia z racji jego jasnego garnituru, bardzo łatwo wyłowił go z pośród szarego otoczenia. To była porażka! Z charakterystycznym lwowskim akcentem Tunio spytał. - Może Tiii! Młodzieńcze odpowiesz jak nazywała się, ta charakterystyczna odmiana Batiara? Wywołany z tłumu, Grzegorz powstał, podrapał się po głowie, a następnie głośno zapytał - CIABAR??? Było przeuroczo! Przedstawienie lekko szło dalej, poszczególnym aktorom wręczono kwiaty, oklaskom nie było końca. Gdzieś przed północą wyrwaliśmy się z objęć Melpomeny. W przeciwieństwie do Maliniaka, a zgodnie z pozostałymi badaczami utrzymuję, że wymiana istnieje i zachodzi po zamkniętym okręgu. Jest jednak „wariacjami na ten sam temat”, tzn. w różnych miejscach, potrafi przebiegać na różne sposoby. Nie mniej jednak istnieje coś wspólnego tym wszystkim sposobom we wszystkich miejscach tego „Obwodu”... Tak, więc, pomimo znacznego wewnętrznego zróżnicowania, zamknięty, okrężny przepływ dóbr istnieje, choć – jak się okazało – dotyczy on głównie najbardziej cennych przedmiotów i to właśnie jest tematem wspólnym wszystkich wspomnianych powyżej wariacjom. Czego się nie robi, dla przyjaciół. Wraz z Asią przez cały niedzielny poranek, nakłanialiśmy Mirka, aby przestał być afilharmonijny. Przecież słuchaj! Tak nie można, nie wiesz, co tracisz, brak ci pojęcia, co to jest skala, transpozycja, synkopa, wysokie „c”, słuch absolutny. Nie umiesz wydzielić gatunków muzycznych, nie znasz kompozytorów, instrumentów, twoja noga nie stanęła w filharmonii! Jak oczadziali melomani reklamowaliśmy koncert kameralny, w skład, którego wchodziły utwory Brahmsa, Rachmaninowa i Beethovena. Na pewno ci się spodoba, a bilet wcale nie jest tak drogi, zaledwie dziesięć złotych. Powiedz, co za to można kupić? – Mirek wspominał coś o pomidorach, dowcipkował bał się jak ognia kultury. Asia w lamencie rzutem na taśmę wymusiła na opornym decyzję. Trzeba być wśród ludzi, to pierwsza i podstawowa zasada życia w społeczeństwie. Mirek wreszcie się zgodził. W sali kameralnej nie było dużo melomanów. Nieświadomie, usiedliśmy koło dyrektorki filharmonii. Mirek zadawał logiczne pytania: pytał się czy będzie mógł sobie wyjść, gdy muzyka mu nie będzie pasowała, jak sforsować, te zaryglowane drzwi i, co to za postacie, które robią tyle rejwachu na przedzie. – Oczywiście, będziesz mógł wyjść, kiedy tylko będziesz chciał, podciągniesz mocno tę dzwignie do góry i drzwi odskoczą. Ci z pierwszego rzędu, to chyba nowi włodarze miasta, widzę ich pierwszy raz w filharmonii. Koncert ma swój czas i przebieg, jak trzeba będzie klaskać, to ci powiem. Wieczór muzyczny trwał z dwie godziny, w przerwach było słychać zachwyty, w porządku są te panienki, co grają na skrzypkach, a i ta, co wygrywa akompaniament na klawiszach, też niczego sobie. W tajemnicy trzymam niespodziankę. Za dwa tygodnie pójdziemy, wszyscy na Dodę i Rubika. - Włodarze miasta pójdą z nami ! Fajna laska z Dody jest!
wróc do artykułów
 
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
Aby dodac komentarz należy się zalogować.
 
REKLAMA
 
UŻYTKOWNIK: laim
avatar

O mnie
W serwisie od:
19.12.2006
Dodaj do znajomych

 
INNE OD laim
 
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW
21.09.2009 10:24:34
02.06.2009 19:31:08
09.06.2009 18:03:13
27.04.2009 18:23:22
 
zobacz więcej
 
Społeczność Witamy w serwisie Pino.pl. Nasz serwis to

nowoczesny portal społecznościowy

w pełni tworzony przez naszych Użytkowników. Dołącz do naszej społeczności. Poznaj świetnych ludzi, kontaktuj się z nimi, baw się rozwiązując quizy, graj w gry, twórz własne blogi, pokazuj swoje zdjęcia i video. Pino.pl to serwis społecznościowy dla wszystkich tych, którzy chcą świetnie się bawić, korzystać z wielu możliwości i poznać coś nowego. Społeczność, rozrywka, fun, ludzie i zabawa. Zarejestruj się i dołącz do nas.
Pino
Reklama
O Pino
Polityka prywatności
Pomoc
Regulamin
Blog
Reklamacje
Kontakt
Polecane strony
Darmowy hosting
Playa.PL - najlepsze gry
Filmiki
Miłość
Prezentacje