Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Polak potrafi... robić dobrą muzykę cz.1
dodano 05.06.2008
Jest to pierwsza część serii artykułów, mających na celu pokazanie, iż jest to prawdą, a sugerowanie się listami
Tytułem wstępu:
Polska muzyka nie cieszy się dużą popularnością. Mówię tu o kręgach określających samych siebie jako: alternatywne, czy „anty-mainstreamowe”. Nastoletni (ale nie tylko) fani rocka, metalu, czy jazzu przekonani są, że u nas nic ciekawego się nie dzieje. Ba, jesteśmy muzycznie ułomni, zepsuci i „spopularyzowani”, a wielkość biustu i osprzętu kolejnego faceta „gwiazdy” liczy się bardziej, niż umiejętność gry na instrumencie (również tym, określanym jako „głos”). Ale cóż się dziwić, kiedy komercyjne media karmią nas dźwiękami, które mają sprzedać się dobrze, a dziś dobrze sprzedaje się to, co jest popularne (czyt. często grane). I koło się zamyka. Jest to po części wina społeczeństwa, które, w moim przekonaniu, nie umie słuchać muzyki, ale też i pewnego rodzaju zamknięcia się na sztukę wytwórni płytowych. Zagraniczne wytwórnie awangardowe, takie jak dziś chyba „najpopularniejsze” - Tzadik i Ipecac – nie mają swych odpowiedników w polskim muzycznym świadku. Istnieją oczywiście miejsca, gdzie ambitny artysta może wydać swą płytę, lecz nie ma co liczyć na jakieś szersze rozreklamowanie jej nie tyle, co na skale światową, ale chociaż na wspomniane na początku kręgi „alternatywne”.
Ale nie diabeł taki straszny…
W polskiej muzyce coś się jednak dzieje. Paradoksem jest to, że współcześni, najpopularniejsi artyści mają do pokazania najmniej, niż ci niszowi, którzy często tworzą muzykę na bardzo wysokim poziomie artystyczno-warsztatowym (nie powiem, że na poziomie „światowym”, gdyż cóż to tak naprawdę oznacza?). Często, w głębinach Internetu lub na jakimś lokalnym festiwalu muzycznym, odnajdujemy niesamowity zespół z pokaźnym zasobem płyt, o którym nigdy nie słyszeliśmy nawet słówka, a muzyka ta często też nie jest aż tak awangardowa… a nawet „nadająca się” do radia.
Dlaczego więc jest tak, jak jest?
Uważam, że podstawowym problemem jest nieumiejętność niechęć do „przetrawienia” artysty. Wątpię, że wynika to z porównania muzyki do Fast Food’ów, które, nie dość, że trudne do przetrawienia okazują się dodatkowo niezdrowe. Jeżeli jednak tak jest, to apeluje: dobra muzyka jest jak najbardziej zdrowa! Problem leży gdzieś indziej. Gdzie? I tu dochodzimy do drugiego punktu, z którego wynika pierwszy – media. Nie licząc radia internetowego, które jest chyba ostatnią deską ratunku entuzjastów muzyki, nigdzie, na chociażby skalę o średniej częstotliwości emisji, nie puszcza się odrobinie „trudniejszych” form muzycznych. Człowiek przyzwyczaja się do tego, jest karmiony, nie oszukujmy się, często naiwną treścią w wyniku czego te trudniejsze okazują się dla niego „niestrawne”. Tu należałoby wytłumaczenie, czym jest „trudniejsza treść”? Łopatologicznie rzecz ujmując: jeśli osoba, która nigdy nie była nieszczęśliwie zakochana zaczyna się wzruszać przy utworze kogoś, kto o tym mówi, to to jest właśnie sztuka – „trudniejsza forma artystyczna”. Jeśli nienawidzisz tańczyć, a dany utwór sprawia, że zaczynasz mimowolnie skakać, to to również jest sztuka. Muzyka: jazz, hip-hop, metal, folk, country, blues, „pop”, elektronika… która rodzi w człowieku chociaż trochę emocji jest sztuką. I w polskim (często znienawidzonym) hip-hopie można znaleźć ludzi, który mają do przekazania naprawdę wiele ciekawych rzeczy (niż np. „Uderzanie w Puchara”) i w tzw. „popie” gości kilku ciekawych artystów. Nie wiesz, o kim mówię? I to właśnie jest problem mediów. A najśmieszniejsze jest to, że "muzyczną misję" najczęściej przejmują te stacje, dla których ta forma sztuki nie jest priorytetem. Zmienić to mogą jedynie słuchacze, którzy w "wolnych mediach", takich jak Internet, mogą wymieniać się swymi muzycznymi fascynacjami, bez łaski kogokolwiek.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW