Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Trzylatek potrafi
dodano 12.08.2010
Mamy nam obiecywały, że przez cały drugi sierpniowy weekend będziemy malować rękami, puszczać bańki, grać w piłkę. I w sumie było wszystko, tyle że musieliśmy pozwolić co chwilę wsadzać sobie nogi w kalosze i ubierać pelerynki.
Na szczęście my, trzylatki, dzieci urodzone we wrześniu 2007 roku, lubimy swoje kolorowe kalosze i kałuże!
Nasze mamy poznały się w Internecie, gdy jeszcze nazywały nas fasolkami. Znamy się więc od zawsze. Maks, Bartek, Gabryś, Hania, Zosia, Sonia, Damian, Dawid i cała gromada chłopców i dziewczynek spotkała się dużą paczką już po raz drugi. Rok temu byliśmy jeszcze dwuletnimi bobasami, o których dorośli zwykli mówić „słodkie”. Przez rok staliśmy się łobuzującymi (mniej lub bardziej) dzieciakami.
Awantury o kopary
W Zaniemyślu, niedaleko Poznania, naszym królestwem była piaskownica, w której stawialiśmy babki i budowaliśmy zamki, żeby potem je zwalać za pomocą koparek. A że ciężkiego sprzętu nie było zbyt wiele, dość często musieliśmy toczyć o niego poważne spory: - Puuuuuuść, to mooooojeeee!! – krzyczeliśmy jeden przez drugiego. I wtedy do akcji wkraczała któraś z mam, jak prawdziwy policjant. Koparka lądowała poza zasięgiem naszych rąk, bo niby – co z oczu, to z serca! Rozglądaliśmy się więc za kolejną i zabawa zaczynała się na nowo: - Moooojeeee!!!
Malowanie w kałuży
Żebyśmy się nie nudzili, mamy zaprosiły nas na bardzo dziwne zajęcia plastyczne. Najpierw rozebrały nas prawie do rosołu, a potem pozwoliły brudzić się na potęgę. Co tam, pozwoliły: namawiały nas do tego gorąco. Nawet, jak któreś z nas nie chciało się całkiem rozebrać, też mogło pobrudzić ubranko. Ale fajnie! Malowanie rękami, stopami i brzuchem to dopiero zabawa! Byłoby jeszcze lepiej, bo Michał pomalował plecy Maksia, a mama Maksa zaraz namówiła go, żeby zamalował Michała, ale przeszkodziła nam w tym pogoda. Mamy porwały nas na ręce i w biegu rozpierzchły się z nami do domków. Mówiły, że trzylatki nie powinny siedzieć pod namiotem podczas oberwania chmury. No i jak nas nie było, wszystkie nasze obrazy spłynęły…
Piłka jest okrągła, a błoto fajne
Na szczęście trochę przestało padać i mogliśmy w kaloszach i pelerynach wybiec na boisko. Kałuże były naprawdę suuuuper! Tak samo, jak wielkie ognisko, które przygotowali dla nas rodzice, i przejażdżka prawdziwą kolejką wąskotorową w okolicach Zaniemyśla, taką która robi „ciuuuch ciuuuch”.
Fajnie jest mieć tyle e-kumpli, i tyle e-cioć i e-wujków z całej Polski. Wcale nie chcieliśmy wyjeżdżać. – Ichał nie chce do domu, chce tu bawić z dziećmi – narzekał Michał. Innym też było smutno. – Chcę do dzieci – stwierdził Gabryś w poniedziałek, gdy obudził się już we własnym łóżku. A Hanka, wyciągając zabawki z torby wspominała: - Tym bawiłam się z Minikiem!
Szkoda, że Wielki Zjazd Wrześniówek 2007 nie trwał trochę dłużej. Ale z tego, co piszą nasze mamy na forum eBobas.pl, planują spotkać się znowu całą gromadą za rok. A wtedy będziemy mieć już po cztery lata i tak łatwo nie damy się zanosić na rękach do domków. Oj, będzie się działo!
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW