Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Ludzkie ambicje
dodano 13.04.2010
Patrząc w ogólnie przyjętych kategoriach ludzkich ambicji stwierdzić należy, że jestem ich (prawdopodobnie) całkowicie pozbawiona (ambicji oczywiście, nie kategorii). Zacznę od początku.
Kilka tygodni temu jedna osoba z mojej grupy zawodowej stwierdziła z radosną i odkrywczą złośliwością w pewnej ważkiej rozmowie telefonicznej, że: Spełniasz się w sferach nie związanych z zawodem, a do tej pory POWINNAŚ być Bóg wie jakim specjalistą i konsultantem w strukturach naszego zakładu!” Ho-ho!!! Stwierdzenie to doprowadziło mnie wręcz do spazmów (śmiechu), bo może nauka i jej pochodne przychodziły mi całe życie tak łatwo, że przestałam się wysilać i drzeć szaty z tego powodu, że nie biorę udziału w wyścigu szczurów? Może podoba mi się styl mojego życia i jego tempo? Może uważam, że mam czas na to, aby się spełnić według mojego własnego, indywidualnego planu i kalendarza? Może mi generalnie i holistycznie wisi to, co dla innych jest szczytem marzeń i osiągnięć (status, kasa etc)? Od lat żyję dokładnie tak jak mi się podoba. Przede wszystkim w zgodzie z własnym sumieniem i godnością. Podejmuję trudne decyzje i biorę na siebie ich konsekwencje - z tych elementów w naturalny sposób składa się ludzkie życie. Mimo wielu utrudnień stawiam zawsze na swoim i bywam tam, gdzie wielu zacnych specjalistów nawet pomarzyć nie może. Nauczyłam się w zawodzie tyle, że nie boję się żadnych sytuacji ani wyzwań. Kocham i zawsze kochałam to co robię, więc nie muszę się silić na udowadnianie komukolwiek czegokolwiek. Ten, kto miał mnie docenić i na kogo opinii mi zależało doceniał mnie wielokrotnie (wiele razy czułam słodki smak satysfakcji). Pod tym względem mierzyłam i mierzę wyżej niż krytykująca mnie, wielce wyspecjalizowana koleżanka. I zapewniam - spokojnie dojdę tam dokąd zmierzam. A kiedy? To już jest wyłącznie moja sprawa. (Jeśli to jest brak ambicji, to jej faktycznie nie posiadam. I cóż z tego?)
Zastanawiając się natomiast nad innymi nie przestanę się dziwić, że można być kompletnie pozbawionym poczucia własnej wartości, mimo pozornie sprzyjających warunków wewnętrznych i zewnętrznych. Biorąc - dajmy na to - przeciętnie wyglądającą (żeby nie rzec szarą) osobę płci żeńskiej, średnio inteligentną, ale za to z wyższym wykształceniem specjalistkę w swojej dziedzinie, niezależną finansowo, do tego całkiem niestarą, tolerującą u swego boku mężczyznę - tyrana zdradzającego ją z wieloma kobietami, byle jakiego autoramentu systematycznie, publicznie i od wielu lat. Zastanawiam się, czy zamieniłabym się z nią na ambicje? Zdecydowanie i autorytatywnie muszę odpowiedzieć NIE! Nie zniosłabym jako kobieta takiego traktowania. Nie zniosłabym jako matka takiego poniżenia w oczach dzieci. Nie zniosłabym jako osoba na stanowisku takiego stosunku do siebie. Nie zniosłabym ludzkiego śmiechu za moimi plecami, bo skoro ja postanowiłam zaniewidzieć nie oznacza, że świat również stracił oczy… Nie zgodziłabym się na publiczne wyzwiska i nie stać byłoby mnie na obronę kogoś, kto na nią nie zasługuje pod najmniejszym pozorem przed ludźmi, którzy nie zostali pozbawieni zdrowych zmysłów i dostrzegają bagno w jakim utkwiłam i tkwię niezdolna do podjęcia jakiejś sensownej, ratującej decyzji… Mając wiedzę i odpowiednie przygotowanie zawodowe zauważyłabym wreszcie kiedyś, że mam obok siebie psychopatę, nawet gdyby takowy na początku zmylił mnie i oczarował swoim para - urokiem osobistym na zasadzie "pocałuj żabkę w łapkę". (No, ale "czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąca", prawda?)
Dlatego też, nie godziłam się i nadal nie godzę na "bylejakość". Nie interesuje mnie byle chłopek - roztropek ani byle para - gaci. Nie godziłam się w związku z tym na półśrodki ani pół - szczęście, ani na żadne formy przymusu i oszustwa emocjonalnego. Długo szukałam mężczyzny życia, takiego, który dorównałby intelektem nie tyle mnie, co mojemu tacie i ostatecznie znalazłam tego, którego szukałam - mojego cudownego, przystojnego, mądrego i nieprzeciętnie inteligentnego męża. Ideał? Dla mnie tak. (Czy ludzie ogarniają mój tok rozumowania w tej i innych kwestiach? A cóż mnie to obchodzi?) Żaden znany mi mężczyzna nie łączył w sobie cech, które posiada mój obecny mąż i żaden mnie nie fascynował tak, jak on mnie fascynuje. Uważam, że warto było nie godzić się na marną egzystencję, która w konsekwencji prowadzi do marazmu, odczłowieczenia i stałych zdrad między małżonkami/partnerami. Nigdy nie miałam ambicji trzymania się na siłę faceta i dyndania na nim na wzór przysłowiowego "bluszczu" czy "Sierotki Marysi", a los zdecydował, że bez mrugnięcia okiem zatrzaskiwałam za sobą drzwi do związków i małżeństw, kiedy uznałam, że to nie jest moje miejsce. Zdecydowanie twierdzę, że nie wolno oszukiwać ani siebie, ani osoby drugiej, bo na tym cierpią dzieci i całe otoczenie, które będąc doskonale zorientowane w sytuacji życiowej danych osób (nie żyjemy na pustyni) nie wie jak winno się zachować i czyją ostatecznie stronę wziąć w razie czego (bywa, że pozory mylą)… Dużo łatwiej i korzystniej jest iść dalej swoją drogą zachowując resztki szacunku dla siebie i partnera niż znosić jego skoki na boki. Ale tak myślę ja. Osoba pozbawiona ambicji…
Przypominam sobie fragment piosenki, której melodię katowałam w okresie kiedy nabrałam zapału do nauki gry na gitarze (po tym zrywie przeszło mi raz na zawsze). Brzmiał on tak: "Mają ludzie samochody. Mają ludzie piękne domy. Mają srebro, mają złoto. A ja wcale nie dbaaaaaaaaaaaam o toooooooooooo!!!!" Czasami wydaje mi się, że to jest właśnie moje życiowe credo, które tak wielu drażni i tak wielu spędza sen z oczu... Aż dziwnym się to zdaje... Przydałoby się w tej sytuacji tym innym pomyśleć i zastanowić nad sobą zanim wezmą do ręki słuchawkę telefonu i wykręcą "niezły numer" przede wszystkim sobie. Reasumując. Co ja myślę na temat opinii ludzi pozbawionych godności i samokrytycyzmu, to wyjaśniać już chyba nie muszę??? Co myślą i jakimi kategoriami moralnymi czy względami kierują się ćwierćinteligentki uganiające się hurtem za cudzym mężem/partnerem, mało mnie obchodzi (niezależnie od ilości zakupionych kostiumów kąpielowych). Od rozwiązywania tego problemu są ich partnerzy i mężowie (ci z rogami rysującymi kościelne stropy). Od osoby rzeczywiście wykształconej i na tzw. poziomie oczekiwałoby się czegoś więcej. A tu... rozczarowanie i niesmak, a w połączeniu z tzw. "dobrymi radami"... Rosjanie mawiają:"Żałko"... (Nie mylić z żalem, bo żal mi tej osoby nic a nic nie jest. "Każdy jest kowalem własnego losu"... i ma władzę i wolę zmieniać go lub nie)...
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW