Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
"Świat według smoka" - fragmenty 4-6
dodano 16.02.2007
Nadeszła zima… Wszędzie jak okiem sięgnąć leżał biały zimny śnieg, a drzewa były pozbawione liści. Trudno było cokolwiek upolować, co by starczyło na cztery puste, smocze żołądki.
Nadeszła zima… Wszędzie jak okiem sięgnąć leżał biały zimny śnieg, a drzewa były pozbawione liści. Trudno było cokolwiek upolować, co by starczyło na cztery puste, smocze żołądki. Tylko dzięki zdolności lotu mogliśmy przemierzać wielkie odległości, by znaleźć coś do jedzenia. Jednakże stawało się jasne dla nas, że ta okolica nie wyżywi nas wszystkich. Trzeba było więc się rozstać i szukać lepszych terenów łownych. Kiedy mama nas żegnała dała nam kilka rad:
Pamiętajcie o wszystkim, czego was nauczyłam, moje dzieci. Nigdy nie zbliżajcie się do siedlisk ludzi chyba, że w ostateczności. Dzięki temu oszczędzicie sobie wielu kłopotów z nimi.
Viltenbreth i Silvetha skierowali się na południe, tam gdzie miało być o wiele cieplej i łatwiej o zwierzynę. Ja trochę zboczyłem na wschód, by przyjrzeć się bliżej temu zamkowi, gdyż dotąd podczas polowań zawsze kierowałem się w inne strony. Zbliżając się zauważyłem, że z mniejszych budynków unoszą się małe słupy dymu podobne do tych, jakie wydmuchiwałem podczas ćwiczeń w zianiu ogniem. Nie ma dymu bez ognia – pomyślałem – Z tego wynika, że ci ludzie muszą tam w środku coś palić, by zachować ciepło skoro, jak mówiła mama, nie mają wewnętrznego ognia tak jak my, smoki.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej poleciałem dalej. Zamek stawał się coraz mniejszy w miarę jak się od niego oddalałem. Po drodze przeleciałem nad małą rzeczką, teraz skutą lodem. Potem by las, który ciągnął się daleko poza horyzont…
Kiedy tak leciałem słońce też przesuwało się powoli na niebie i po jakimś czasie jego promienie padały na mnie z prawej, a nie z lewej jak wcześniej. Wtedy poczułem zmęczenie tak długim lotem. Postanowiłem więc gdzieś wylądować na krótki odpoczynek, ale przedtem musiałem coś zjeść. Zniżyłem lot i zacząłem badać zmysłami powierzchnię w poszukiwaniu zdobyczy. Wkrótce wyczułem w pobliżu małe stadko saren. Skierowałem się w ich kierunku szybując, by podejść do nich jak najbliżej nie płosząc ich. Zobaczyłem je na dosyć dużej polance, gdzie najwidoczniej próbowały znaleźć coś do zjedzenia pod białym puchem.
Spadłem na nie zanim zdążyły się zorientować, co im grozi. Kilka sekund potem było już po wszystkim. Jedna sarna leżała martwa, a inne uciekły głębiej w las.
Po posileniu się i krótkim odpoczynku poleciałem dalej od tego miejsca, które nie nadawało się na dłuższy postój, gdyż z pewnością zapach padliny sprowadziłby tu inne drapieżniki poszukujące resztek mięsa.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW