Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Psucie ryby od ogona ?
dodano 16.08.2008
Ryba nie psuje się od głowy. Ryba psuje się od niewykształconego, marnego grafika. Od marnej, miejskiej estetyki. Marnego, zgaszonego marketera.
Psuje się od indolencji samorządowych decydentów, dla których reklama w przestrzeni publicznej to nadal objaw „kułackiego imperium prywaciarza”. Wszystko zaczyna się od braku koncepcji i pomysłu na uporządkowanie miejskiej przestrzeni reklamowej.
Brakuje lokalnych rozwiązań prawnych, które uwzględniać będą zarówno interesy agencji, samorządów, klientów agencji, ale i lokalnej społeczności. Brakuje zdefiniowania miejsc, które nie powinny być „zawłaszczane” mimo ich niewątpliwej atrakcyjności, takich jak zabytki czy kościoły.
Oto mamy billboardowy „układ”. Przeciętna, polska tablica reklamowa – to dziś obraz nędzy i rozpaczy. Ilościowo – przodujemy w Europie. Jakościowo – szkoda strzępić pióra. W jednym z numerów „Polityki” dokonuje się wiwisekcji polskiej branży outdoorowej. Trudno polemizować z argumentacją zawłaszczania przestrzeni publicznej, braku estetyki, harmonii czy prostej logiki użycia. To są fakty, a z nimi jak wiadomo – nie ma sensu wojować. Obraz Polski outdoorowej – to obraz wielkiej walki w policjantów i złodziei. Kto będzie szybszy i bardziej chytry ? Użycie w dzisiejszych czasach tych trzech liter jest na tyle ryzykowne, że posłużę się frazą „rudokitnyj” …
Ryba naprawdę psuje się od ogona … Bylibyśmy pewnie w stanie zaakceptować nawał reklamy zewnętrznej, jeśli jej jakość reprezentowałaby „pierwszy sort”. Tak niestety nie jest. Świat billboardów, miesza się z lokalnymi wyklejankami i wycinankami pamiętającymi świat reklamowej folii, citylightami, kawałkami świecących neonów czy diodami LED. Techniczny i designerski prymitywizm wypełnia otoczenie ogólnopolskich nośników. A może odwrotnie ?
Przez 17 lat, demokratyczna Polska nie wykształciła licznych i profesjonalnych projektantów reklamy. Gdzie są lokalne szkoły kształcące specjalistów w zakresie zasad identyfikacji wizualnej, szlifujące kreatywność, pozwalające na eksperyment czy na wyjście poza konwenanse i sztampę ? Gdzie jest wysokiej klasy, polskie rzemiosło reklamowe ? Czyż przez kilkanaście lat nie miało szansy się narodzić ? A gdzie mistrzowie wielkiej, polskiej szkoły plakatu ?
Dziś szef marketingu np. wielkiego browaru nie ma problemu z organizacją ogólnopolskiej kampanii – fachowców ma na wyciągnięcie ręki. Niektórzy nawet gwizdać nie muszą. Zdecydowanie gorzej ma właściciel małego, lokalnego biura turystycznego, który szuka wyróżniającej go koncepcji identyfikacji oraz profesjonalnego wykonania nośników. I nie chce sprzedawać samochodu, żeby ją sobie zaprojektować. Ale zdecydowanie najgorzej – ma ten, który zabawia się w Zosię-Samosię, samodzielnie tworząc estetyczne potworki atakujące nas na każdym kroku. I ten „śpiewno-tańcujący” folklor, jest dla naszego oka tym samym czym disco polo dla uszu. Konsekwencje tak samo druzgocące …
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW