Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Kup cegłę!
dodano 13.02.2008
Kupujcie! Kupujcie! Kupujcie! Jak i gdzie? Nieistotne.
Nie dalej jak dwa dni temu przytrafiła mi się taka oto historia.
Była słoneczna sobota. Piątek obfitował w wyrzeczenia zawodowe, toteż sen miałem niezmącony i wstałem rześki około godziny dziewiątej rano. Wraz ze słonecznym porankiem do mieszkania wpadało świeże powietrze, czyli wszystko było na miejscu. Poranna krzątanina, szybkie wrzucenie kilku rzeczy do pralki i kubek herbaty. Naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy była wizyta w sklepie. Przemierzając mokotowskie ulice dotarłem do niezbyt zachęcającego, ale chyba najbardziej zbliżonego standardowi sklepu spożywczego o nazwie Mokpol. Swoją drogą w tym fragmencie tekstu chciałbym pochylić się nad geniuszem i polotem rodzimych przedsiębiorców, którzy nazywając swoje firmy połączyli formę „pol” lub „ex” we wszystkich chyba możliwych konfiguracjach pozostawiając nam przejrzysty obraz swoich zainteresowań biznesowych lub imion członków rodziny. I tak mamy Polser wespół z Serpolem, a także Polmlecz z Mlekpolem. Do tego Marex, Darex i Jarex. Za te i wszelkie inne tego typu hybrydy – dziękujemy.
Powracając do rzeczonego sklepu, pośród gwaru sobotnich zakupów, zwyczajowych
przepychanek przy kasie i rozbieganych oczu konsumentów, krążyłem wśród regałów, kiedy moim oczom ukazało się stoisko z warzywami i owocami. – Świetnie – pomyślałem – od dawna miałem kupić kilka owoców, a i warzywo jakieś się przyda. Jak pomyślałem tak zrobiłem, lecz tu pojawiła się pierwsza przeszkoda. Wbrew wszystkim i wszystkiemu zachowuję uśmiech, przepraszając starszą panią, zastawiającą przejście i proponuję usunięcie się na bok, w wolne miejsce. Po trwającej za długo jak na przyjęcie informacji do wiadomości chwili, starsza pani przepuściła mnie mrucząc coś o kulturze i wychowaniu. Kiedy udało mi się dostać do stoiska, które obsługiwał pewien młody pan, rozpocząłem procedurę wyboru z szerokiej gamy produktów. Ponieważ uśmiech wbrew wszystkim i wszystkiemu, a i weekend zapowiadał się sympatyczny, toteż poprosiłem o dwa pomidorki i trzy pomarańczka. Otrzymawszy produkty, zawiesiłem oko na skrzynce z bananami. Jakże wielkim było moje zaskoczenie, gdy ekspedient pełnym złośliwości grymasem twarzy i wysokim tonem głosu zapytał: - Bananki też podać?
W tym miejscu rodzi się pytanie: Czy to był dobry dowcip? Moja odpowiedź brzmi – nie. On chyba też tak stwierdził, bo strasznie się skonfundował widząc moją minę. Chyba stało się to normą, że ekspedient w sklepie nadal jest panem. Nie jest to sytuacja odosobniona. Można się rozpisywać godzinami na temat konwersujących przez telefon ekspedientek, nieuprzejmych kasjerek na dworcu kolejowym i złośliwych taksówkarzach. Pytanie następne: Czy to coś zmieni? Pewnie nie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sami klienci zdają się nie przykładać do tego wagi. Na moich oczach, pewien sprzedawca samochodów w jednym ze stołecznych komisów samochodowych usilnie, mimo formalizmu klienta, agresywnie i nachalnie wmawiał mu samochód. Tu nawet nie było formy, on po prostu walił mu na „ty”. Klient nawet nie potrafił zaprotestować, tylko szybko się ulotnił. Sam uciekłem z miejsca gwałtu jak szybko tylko mogłem. Gdyby wprowadzić chociażby odrobinę formy w te codzienne czynności klient poczułby się odrobinę inaczej niż „głupek, który nie wiadomo dlaczego zostawia tu pieniądze”.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW