Na wyraźną prośbę pani Anny Prokuratura Rejonowa w Gdańsku zdecydowała o przekazaniu do prowadzenia postępowania w sprawie Anny Kranczkowskiej Prokuraturze Rejonowej w Starogardzie Gdańskim.


- Bardzo chciałam przenieść sprawę do innej prokuratury ,ale czy jestem zadowolona zobaczymy. Na pewno będę prosiła o przesłuchanie mnie w obecności mojego adwokata. Wtedy będę miała możliwość wyjaśnienia do końca opinii biegłych wypowiadających się w sprawie mojego synka – mówi iThink Anna Kranczkowska.
- Chcę udowodnić, że pani dr naraziła mojego synka na niebezpieczeństwo wynosząc go na rekach zawiniętego w pieluszkę wcześniaka po cesarskim cieciu z waga 1400g. Niosła go tak 100-150m na Oiom. Po takim przeniesieniu dziecko samodzielnie nie oddychało, a jego stan był ciężki. Mając czas na przygotowanie inkubatora transportowego z respiratorem naraziła życie mojego synka, który dzięki takiej nieodpowiedzialności jest całkowicie niepełnosprawny. Postąpiła wbrew wiedzy medycznej określając swoje działania jako standard światowy za to powinna ponieść konsekwencje – dodaje Kranczkowska.


Pani Anna twierdzi ponadto, że polskie prawo nie dąży do wyjaśniania takich przypadków. - Myślę, że silne lobby lekarzy ma na to wpływ, co pokazuje nie tylko sprawa mojego synka, ale także wiele innych, o których możemy usłyszeć w mediach. Ktoś to musi zmienić – mówi Kranczkowska.


Pani Anna dostała także niedawno odpowiedź od Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która w jej sprawie pisała do Ministerstwa Zdrowia. W odpowiedzi czytamy, iż sam urząd nie jest jednostką odpowiedzialną za badanie i rozwiązywanie sprawy, jednak zapewnia, że Ewa Kopacz, obecna minister zdrowia robi wszystko, by takich przypadków, jak Oskara było jak najmniej.

Przypomnijmy - sprawa toczy się prawie dwa lata i nikt pani Anny – świadka zdarzenia.... nie przesłuchał. Nie mówiąc już o wzięciu pod uwagę dowodów jakie posiada.
Więcej o sprawie Anny Kranczkowskiej i jej syna Oskara czytaj na www.iThink.pl