Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Kryzysowy PR, czyli nauka płynąca z ogórków
dodano 08.06.2011
Pamiętam taki obrazek, jak w czasie epidemii choroby wściekłych krów John Gummer – Minister Rolnictwa Jej Królewskiej Mości - podał córce hamburgera na oczach dziennikarzy. Dziś – analogicznie - przyszedł czas na zajadanie ogórków.
Wszystkie tego typu historie należałoby podpisać wielkimi literami: „jak nie zachowywać się w czasie kryzysu”. Gummer zajadając się wraz z małoletnią córką pysznym hamburgerem z soczystą wołowiną działał zapewne w przekonaniu, że dając przykład uspokoi społeczeństwo i ostudzi rynek z wybuchu paniki. Reakcją opinii publicznej było jednak w większym stopniu oburzenie na obrazek dziecka narażonego na niebezpieczeństwo, niż odetchnięcie z ulgą. Historia wymienia znacznie więcej takich przykładów: prezydent Torunia ze smakiem zajadał więc udko z kurczaka w czasie epidemii ptasiej grypy w tym pięknym mieście, a Barack Obama w zeszłym roku ochoczo taplał się w Zatoce Meksykańskiej, gdzie wyciek ropy skutecznie odstraszał od kąpieli. Dziś natomiast mamy hordy polityków niemieckich i hiszpańskich pochłaniających ochoczo ogórki, by tylko udowodnić społeczeństwu, że afera warzywna jest wymysłem mediów. Taki obrazek jest może i ciekawy dla poszukującego dobrego zdjęcia dziennikarza, ale niekoniecznie pozytywny dla samego aktora („Czy on zwariował???!!! Hamburgera takiemu małemu dziecku???!!!”). Jedno jest pewne: zjedzenie ogórka nie pomoże w zarządzaniu tak poważnym kryzysem jak śmierć kilkunastu osób z powodu warzywnej epidemii. Kryzysowy PR to nie pokazywanie słonecznych obrazków z oka cyklonu, podczas gdy dookoła szaleje huragan.
Na początku warto się zastanowić z jakim wrogiem mamy do czynienia. Zdefiniowanie problemu to podstawa dalszych działań. Kiedy wiemy co się tak naprawdę stało i jakie jest źródło problemu, mamy otwartą drogę do odpowiedzi: jak je wyeliminować, lub ewentualnie zmniejszyć pole oddziaływania kryzysu. Nie ulega przecież wątpliwości, że gdy kryzys już się pojawił – jakieś szkody zostały wyrządzone. Jedyne co możemy zrobić, to nie pozwolić, aby mały strumień przerodził się w rwący potok. W aferze ogórkowej problem to epidemia będąca źródłem strachu i zawirowań na rynku.
Kolejne pytanie brzmi: kto jest stroną kryzysu? Po jednej stronie barykady jestem JA – polityk stojący na szczycie drabiny odpowiedzialności za daną sprawę. Nie mogę osobiście nadzorować mycia warzyw w tym kraju, ale będąc głową resortu, głową odpowiadam za wszystko co dzieje się pode mną. Przeciw sobie mam opinię publiczną, środowisko międzynarodowe, konsumentów oraz zapewne innych polityków, którzy czekają na każde potknięcie, by tylko pokopać leżącego. Nie oszukujmy się wszakże, polityka to sztuka wyczekiwania na błąd przeciwnika. Warto też zadać sobie pytanie o rolę prasy: czy w ogóle wie o sprawie, czy wkrótce się dowie? Czy mamy etap medialnej nagonki czy wyciszania sprawy? Od tego zależeć powinno tempo naszych dalszych działań.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW