Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Kiwi, foka i Frantz Josef, czyli wizyta w kraju wielkiego białego obłoka
dodano 28.08.2007
Kiedy postanowiliśmy, że trzeba się ruszyć i gdzieś pojechać, nigdy nie myślałem, że wylądujemy na końcu świata. Okazał się on idylliczną wyspą stworzoną przez Boga w celu pokazania ludziom, że można żyć inaczej i bliżej natury.
Cz. I "DECYZJA"
Monika zawsze chciała na plaże. Leżeć w pełnym słońcu, piec się na piaskowej patelni wysmarowana olejkiem, popijać soczyste drinki i rozkoszować się otaczającym widokiem palm i krystalicznego morza pełnego raf koralowych, barwnych rybek wszelkiej maści i zajadać się owocami morza. To była wizja kobieca.
Ja po obejrzeniu „Long Way Round” wiedziałem, że po tym filmie mój światopogląd zmienił się raz na zawsze i podróże muszą przestać być krótkie, łatwe, wygodne i monotonnie słoneczne. Czas zakasać rękawy, założyć trzydziestokilogramowy plecak na plecy i iść. W busz, las, góry, szukać nieznanego, dzikiego, barwnego, czasami groźnego, ale zawsze satysfakcjonującego sposobu na życie. Raz samochodem, raz rowerem, w większości na pieszo, może na stopa, jak się da to motorem, chociaż nie umiem tego prowadzić.
Nasz pogląd na podróże był już całkiem zbliżony. Ostatni wyjazd to Kreta, po której podróżowaliśmy samochodem zatrzymując się w wioskach, miasteczkach, generalnie gdziekolwiek się chciało, więc epoka pakietowych wakacji już wtedy została przez nas zapomniana i wiedzieliśmy, że dzięki wolności, jaką daje podróżowanie na własną rękę już do pakietów chyba nie wrócimy.
Teraz należało jedynie podjąć decyzję o kierunku wyprawy. Nawet nie wiedzieliśmy na jak długo chcemy jechać. Może miesiąc, może dwa. Chodziło raczej o swobodny budżet niż o czas. Kasy miało starczyć na dostanie życie bez wybryków przez jak najdłuższy okres. Było tego około trzydziestu tysięcy złotych na dwie osoby. W razie, czego był jeszcze budżet rezerwowy, więc nie było się, o co martwić.
Pewnego dnia, Monika wspomniała coś o Tajlandii. W mojej głowie momentalnie włączył się geolokalizator, zoom in, zoom out, i mamy mapę świata włączoną w podświadomości. Skoro samolot leci do Bangkoku, to pewnie leci gdzieś dalej. Tylko gdzie? Przecież to jambo-jet, nie zatrzyma się w pół drogi, żeby wrócić. Nie minęły 2 minuty i wszędobylski Internet dał odpowiedź: „Londyn-Bangkok-Sydney”. A co jest dalej złota kulo? „Nowa Zelandia – dalej jest już tylko ocean, ewentualnie droga dookoła Świata przez Amerykę Północna lub Południową z powrotem do Europy.”
Wątpliwości się rozwiały. Jedziemy do Nowej Zelandii. Na Podróż dokoła Świata nawet 3 miesiące to za mało, a nasz budżet mógłby tego nie wytrzymać. Nasz znajomy Marco z Włoch, potrzebował na przejście Ameryki Południowej około pół roku, więc rocznego urlopu raczej sobie nie zafundujemy a przynajmniej „Not yet, not yet!” jak mówił nasz czarnoskóry kolega z „Gladiatora”.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW