Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Po zachodzie słońca
dodano 12.11.2007
Kiedy wszystko sie kończy, co pozostaje? Czy zastanawiałeś sie kiedyś, jak bardzo brak ci rzeczy ulotnych?
Służba skrupulatnie przykrywała domowe sprzęty prześcieradłami, tak aby kurz, pajęczyny, a przede wszystkim czas nie zniszczyły dobytku pracodawczyni, o który dbała przez całe niemal osiemdziesięcioletnie życie. Okna umyto po raz ostatni, w szybach odbijał się cały ogród Pani Rose. A potem nastała cisza, której ten dom nie pamiętał, o której istnieniu nawet nie przypuszczał. Stał sam na środku najruchliwszej w latach 20. ulicy, nikt nie poruszał dzwonkiem, nie skrzypiały schody, a w kuchni nie gwizdał czajnik. Dom był definitywnie opustoszały i czuł, że zaczyna mu to przeszkadzać. Służba opuściła jego progi, zgrzytnęły wszystkie zamki i wiedział już, że na zawsze pozostał sam.
Furtka w ogrodzie była uchylona, choć powinna być zamknięta na głucho jak życzyła sobie tego pani Rose. Nikt jednak nie mógł już spełnić ani tego polecenia ani żadnego innego.
Pani Rose nie lubiła, gdy ktoś nieproszony zapuszczał się do jej ogrodu na tyłach pękatego domu z czerwonej cegły. Uważała to za nietaktowne, jeśli ona nie wchodziła do cudzych ogrodów to dlaczego ktoś miał by zapuszczać się do jej? Było to dla niej niepojętym absurdem, podobnie jak wiele innych czysto ludzkich zachowań na tym świecie. Kazała więc zamykać żelazną furtkę na starą ale mocna zasuwkę, która opierała się przez wiele lat rdzy, łomom zdesperowanych włamywaczy i wszelkim kapryśnym zmianom pogody. W gruncie rzeczy czuła się z siebie dumna, trwała na posterunku doceniana i potrzebna. Tkwiła przykręcona na cztery stare śruby, z którymi żyła w zgodzie. Co to za zasuwka, która nie potrafi dogadać się z własnym mocowaniem? Momentalnie odpadła by od furtki przez wieczne kłótnie z nakrętkami i śrubami, a tak była powodem do dumy, jako nigdy nie psujący się zamek. A teraz? Wisiała smętnie niedomknięta wpuszczając przeciągi do ukochanego ogrodu pani Rose. Zasuwka czuła wstyd, że w tej ostatniej chwili zawiodła. Poczuła się strasznie samotna i zamilkła. Poruszana wiatrem nie reagowała na jego zaczepki, wisiała cichutko, nikomu już niepotrzebna i zawstydzona.
Zmieszany brakiem reakcji wiatr zapuścił się do pustego ogrodu, leciał przy samej ziemi, muskając granitową kostkę ścieżki, która chichotała tak jak to potrafią kamienie, zgrzytliwie naruszając płynnie przesuwający się czas. Jednak mimo śmiechu na granicy eonów, ścieżka nie czuła na sobie ciężaru ludzkich stóp. Nikt nie łaskotał jej miękkimi podeszwami porannych pantofli ani rąbkiem wieczorowej sukni. Nie czuła twardych i cienkich obcasów butów popołudniowych przyjaciółek pani Rose ani nawet nijakich butów pokojówek rozwieszających pachnące mydłem pranie. Ścieżka nie była z tego powodu zadowolona, bo kto teraz wyrówna chodzeniem wiecznie dziecinne pojedyncze kostki? Kto sprawi, że będą tkwiły i nie powykrzywiają się jak zęby u starej cyganki? Ścieżka była zdruzgotana, bo zrozumiała, że razem z tymi prozaicznymi odczuciami podeszew i kroków na zawsze odeszły te przez nią najukochańsze, gołe dziecięce stopki. Ze zgryzoty wypadła z szyku pierwsza kostka, a potem następne. Choć działo się to w tempie jakim śmiały się granitowe kamienie, ścieżce wydawało się, że trwało to ułamek sekundy. Straszna prawda załamała szyk. Zrezygnowana wpuściła między siebie trawę.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW