Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
W koszyku z pomarańczami...
dodano 28.11.2007
I znów obraziłem się na Lwów... Chyba definitywnie. Bo miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Bo miał być koszyk z pomarańczami, a wyskoczyła z niego... Mandaryna.
Znów obraziłem się na Lwów. Znów. I chyba tym razem obraziłem się na dobre.
Moje pierwsze fochy to chyba dziewięćdziesiąty pierwszy albo drugi. Zdaje się, że drugi; jakoś tak na przełomie Sojuza i Samostijnej. Niewiele teraz już z tego pamiętam: jakieś zacierające się obrazy koszmarnie wyszarzałego miasta, jakieś gówniane Zenity, kupowane kątem w sklepie z majtkami, śmierdzący alkohol lejący się strumieniami każdego dnia i z każdej możliwej strony, skacowany wieczór w obowiązkowej Operze... Może jeszcze babina z etażu, która o pierwszej w nocy uczęstowała niedopitego studenta szampanem doprawionym samogonem, a może samogonem w butelce po szampanie? ...I chociaż korzystałem wówczas do bólu ze wszystkich dobrodziejstw (czy też ZŁO -dziejstw) upadającego systemu, obraziłem się wtedy na Lwów po raz pierwszy. Obraziłem się na szaronicość tego miasta, na jego brak twarzy, na jego marność i upodlenie, na brak i na nadmiar - jakież to szczeniackie, prawda? I wcale w tamtych dniach nie dostrzegłem tej opiewanej kresową legendą wspaniałości strzelistej wieży ecclesia major, łacińskiej katedry, ominął mnie zachwyt nad ekspozycją malarstwa w słynnej lwowskiej Galerii (bo i czym się tu zachwycać?), nie rzuciła mnie również na kolana mistyczna Czarna Kamienica – wówczas zwykły stary dom, byle jak pomalowany czarną farbą emulsyjną i dokładnie tak wyglądający: jak stary dom pomalowany czarną farbą emulsyjną... Męczył jednak Pan Moralniak, przedziwny kac, którego nie potrafiłem nijak wytłumaczyć i który minął jak ręką odjął po przekroczeniu tej głupiej granicy. Obiecałem sobie wtedy solennie, że to był mój ostatni raz we Lwowie.
Skłamałem oczywiście... Pojechałem jeszcze raz i jeszcze i jeszcze... Z czasem śmiałem się z siebie; śmiałem się z tych głupich, szczeniackich fochów, z tej krótkowzroczności, która nie dała mi dotknąć tego miasta naprawdę. Zapomniałem w końcu o tym, że kiedyś się obraziłem - i przestałem się gniewać. Drżyjcie narody... A sam Lwów pewnie nawet tego nie zauważył.
A teraz, kilkanaście (czternaście? piętnaście?) lat później, w podłej hotelowej knajpie, popijając byle jakie piwo i przypatrując się obwisłym cyckom dziewczyny rozbierającej się za pieniądze do wtóru idiotycznej muzyki (muzyki?) pogniewałem się na Lwów po raz drugi.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW