Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Zabiła pani dziecko!
dodano 27.12.2007
Nie ma takiego towaru, którego nie można by kupić. To tylko kwestia ceny, jak mawiają bohaterowie filmów sensacyjnych. Nieważne czy jest to moralna czy „niemoralna propozycja”.
Joanna B. przyjechała do Warszawy na studia. Nie w głowie jej były popularne w akademikach imprezy i „zaliczenia”, niekoniecznie kolejnych egzaminów. Przyjechała się uczyć i temu poświęcała większość swojego czasu. Na uczelni poznała o rok starszego Darka.
Studiował na tym samym kierunku, był inteligentny, opiekuńczy, czuły, no i oczywiście - przystojny. Po kilku miesiącach znajomości, jak to normalni młodzi ludzie, rozpoczęli normalne, choć przedmałżeńskie współżycie. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że wkrótce potem przydarzyła im się historia, jak z kiepskiego dowcipu: najpopularniejsza w naszym kraju metoda antykoncepcyjna –prezerwatywa – zawiodła. Prawdziwa tragedia.
Dwadzieścia kilka lat na karku, wynajmowana w kilka osób kawalerka, rodzice wykazujący nadopiekuńczość, znajomi i sąsiedzi w małej, rodzinnej miejscowości, koniec ze studiami, karierą, świetlaną przyszłością. Trudno się więc dziwić, że Asia wpadła w histerię. Przytomność zachował Darek, który podjął szybką decyzję – dzwonimy do lekarza. Doszli do wniosku, że w tej sytuacji ratuje ich jedynie tabletka wczesnoporonna. Darek złapał za gazetę i zaczął wertować ogłoszenia w rubryce „Zdrowie” jednego z dzienników. Niestety. Miał pecha trafić na samych praworządnych lekarzy, którzy z oburzeniem odmawiali mu sprzedania specyfiku. W końcu natrafił na anons, który zawierał jedno zaledwie słowo - „CODZIENNIE” - wypisane wielkim, wytłuszczonym drukiem oraz dwa numery telefonów: stacjonarny, warszawski i komórkowy. Enigmatycznie brzmiące ogłoszenie gwarantowało dyskrecję. Biorąc zaś pod uwagę reakcję poprzednich rozmówców, można było domniemywać, że mamy do czynienia z dobrą, lekarską duszyczką, która woli się nie ujawniać przed kolegami po fachu. Kobieta, która odebrała telefon, nazwijmy ją panią L., od słowa Lekarz, nie miała oporów. Pomimo późnej pory zaprosiła do siebie. Młodzi dotarli na warszawską Pragę, do - jak się okazało na miejscu - prywatnego mieszkania.
Od „zwykłego” pokoju różnił się głównie tym, że na półkach stały różnego rodzaju medykamenty. Bez zbędnych ceregieli, niemal od ręki kupili opakowanie cudownych tabletek za całe 130 nowych złotych. Obyło się bez badania, bez rozmowy. Pani L. popatrzyła jedynie w twarz pobladłej z nerwów Asi i zawyrokowała: „To ciąża!”. Podając pigułkę poinformowała, że kolejną należy wziąć za cztery godziny. Cała wizyta trwała, z zegarkiem w ręku, dziesięć minut.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW