Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Indoktrynacja, rodzina, niewiara, czyli 'nie próbujcie tego w domu'.
dodano 24.01.2008
Coroczna kolęda, czyli wizyta katolickiego duszpasterza, to dla mnie jedno z największych upokorzeń moralnych w ciągu całego roku. Tego dnia, w tej jednej chwili, tłamszone jest moje poczucie własnej wartości.
Oto bowiem po raz kolejny włączany jestem w obraz statystycznej, polskiej, katolickiej rodziny. Po raz kolejny klękam przed chrześcijańskimi symbolami, spuszczając jednak głowę nie nad nimi, lecz nad własną, nieciekawą jako utajonego niewierzącego, sytuacją.
Przyszło mi żyć w katolickiej rodzinie. Z punktu widzenia ośrodków religijnych znajduję się w gronie 96% polskich katolików. Nikt mnie o to, czy faktycznie się z nimi identyfikuję, nie pytał. Nikt nie pofatygował się, by sprawdzić, czy chcę być przez nich uznawany za 'brata'. A jednak jestem.
Dopóki mieszkam w domu, akceptuję warunki narzucane przez gospodarza. W ty wypadku są to rodzice, czyli 'katolicka rodzina'.
Przyznanie się w domu do posiadania niechrześcijańskich poglądów, rozpętałoby istną inkwizycję. Poleciałyby głowy. Głownie jedna - moja. Wybrałem więc wyjście drugie, asekuracyjne. Któż by bowiem chciał rozpętywać w domu piekło, kiedy alternatywą jest 'jedynie' gromadka kłamstw i dyskomfort moralny. Trzeba myśleć o innych, trzeba myśleć o tym, co by reszta rodzin pomyślała na wieść o istnieniu takiego heretyka, opętańca, dziwadła, jak ja. Jednak kryjąc się z własnymi poglądami, czuję się za to coraz bardziej wyobcowany. Niemożność pokazania w co ja wierzę, niemożność zwyczajnego ukazania swojego buntu i braku akceptacji dla tej i tamtej doktryny... jest bolesna. Tydzień w tydzień dochodzić muszą nowe kłamstwa. Przecież nie pójdę do kościoła, nie spędzę tam godziny na radosnej eucharystii. Zaczynają się kolejne wymówki, całkiem gładko wymyślane po tylu latach 'praktyki'. Stopniowo oddalam się od rodziny. Cóż to za więź, jeśli o rzeczach najważniejszych nie mogę porozmawiać szczerze? Cóż to za więź, jeśli co najmniej raz w tygodniu pojawia się nowe kłamstwo, które musi, po prostu musi być uznane za domowników za prawdę, bo jest ono kwestią mojego 'być albo nie być' pod względem niedzielnej wolności?
Powoli wszystko się rozsypuje. Jedna z bardziej tolerancyjnych religii powoduje odruch niechęci, odrazy, wobec niej samej po tylu latach wtłaczania jej dogmatów. Niechęć na tyle wielką, że wyznanie mojej partnerki staje się sprawą kluczową na początku związku. Jesteś katoliczką? Gorliwą? Niestety, dziękuję, złe wspomnienia, potwornie mi się to kojarzy. Chcę w końcu być wolny.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW