Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
" Imperium Kontratakuje " w odległej galaktyce.
dodano 29.11.2006
Jest wiele ciekawych, zajmujących bardziej ambitnych, czy wręcz filozoficznych dzieł z gatunku fantastyki, ale nie ma drugiego tak kultowego dla pokolenia ludzi, których lata szkolne datuje się na przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, jak trylogia Georga Lucasa.
Panowały jeszcze mroczne lata komuny, gdy we wnętrzu nieistniejącego dziś krakowskiego kina „Dom Żołnierza” dane mi było zetknąć się z pierwszą, czy raczej czwartą częścią tej sagi. Efekt był piorunujący dla ośmiolatka- spotkanie oko w oko z lordem Vaderem, czy otarcie się o moc rycerzy Jedi mogło mieć tylko jeden skutek- miłość od pierwszego wejrzenia.
Na bok poszły plastikowe żołnierzyki, czołgi czy pistolety kowbojskie (to był największy obciach w galaktyce)- teraz najważniejszy był miecz świetlny, laser no i oczywiście „moc”, która zarezerwowana była tylko dla wybranych. Pamiętam dokładnie ten fenomen, który opanował chłopców w moim wieku na całym świecie, przy czym ten nasz polski był specyficzny i nie miał nic wspólnego z profesjonalnym marketingiem, który stawia na wszystkie dziedziny okołofilmowe, począwszy od plakatów, ścieżki dźwiękowej, poprzez figurki, modele pojazdów, gry fabularne, aż po odzież, czy książki. Wszyscy wiemy jak to dzisiaj wygląda wystarczy wejść do pierwszego z brzegu sklepu z zabawkami. Film (głównie fantastyka dla „młodszej młodzieży”) stał się pełnometrażową reklamą gadżetów produkowanych pod szyldem wytwórni filmowej. Producenci zarabiają kilka razy więcej na wszystkich zabawkach związanych z filmem niż na samym filmie. Ale dość dygresji, wróćmy do meritum.
Jako nowi sprzymierzeńcy rebeliantów zbieraliśmy wszystko, co było związane z Gwiezdnymi Wojnami począwszy od czarnobiałych zdjęć z czasopism (była taka gazeta Świat Młodych ze swoim działem filmowym, który dużo pisał o Star Wars. Biblioteczne egzemplarze miały prawie zawsze wytargane całe artykuły z tego tematu.) po fotografie kupowane na giełdzie książkowej. Zresztą fani gwiezdnej sagi mieli swój stały kącik na krakowskiej giełdzie pod halą targową. Na ścianie jednego z kiosków wisiały zdjęcia z numerami jak widokówki- niemalże cały film sfotografowany na negatywach dedeerowskiej firmy fotograficznej ORWO. Często były to reprodukcje zachodnich kolorowych pism, w tym zachodnioniemieckiego Brava (tak, tak mało kto znał język, a zdjęcia były naprawdę znakomitej jakości. Zresztą sama gazeta dzięki temu miała status kultowości dopóki nie pojawiła się jej polska edycja i wtedy okazało się, że król jest nagi). Obok fotek, na stolikach leżały przepisywane na domowych maszynach do pisania (kto wtedy wiedział o istnieniu kserokopiarki?) książki o bohaterach Gwiezdnych Wojen, jakich masa ukazywała się na zachodzie, jako tzw. dzieła apokryficzne o przygodach Hana Solo, czy Boba Fetty. Tłumaczone nocami przez domowych pasjonatów, przepisywane przez kalkę (fioletową ), sprzedawane później z dużym zyskiem. Wyglądały jak ulotki antypaństwowe, lub książki z drugiego (zakazanego) obiegu. O piractwie wtedy nikt nie miał bladego pojęcia. Obok poligrafii gwiezdnowojennej były też rysunki, czy nawet komiksy powstałe na kanwie filmu, rysowane przez nastoletnich artystów.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW