Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Sprzedawałem papierowe kwiaty, bo nie miałem co jeść!
dodano 21.02.2008
- czyli jak można zarabiać na zwykłych różach orgiami.
Po pierwszym roku studiów, wyjechałem za granicę na prawie 2 miesiące na stypendium do Centrum Informacji Europejskiej w Niemczech. Mając 21 lat marzyła mi się kariera w którymś z międzynarodowych koncernów. Właściwie było mi obojętne czy będzie to producent samochodów, sprzętu domowego czy mebli. Miała to być bardzo duża, międzynarodowa firma, w której chciałem po 20 latach pracy zostać prezesem.
Byłem przekonany, że w swoim życiorysie staż w Centrum Informacji Europejskiej prezentował by się świetnie, dlatego też pojechałem.
Sama praca na miejscu nie była ani w połowie tak ekscytująca jak nazwa instytucji do której pojechałem. Chyba nawet nie wspomniałbym o tym epizodzie gdyby nie fakt, że nie miałem za co jeść. Jak do tego doszło?
Kupiłem bilet w obie strony, wziąłem jeszcze jakieś 100$ kieszonkowego i w drogę. Po co mi więcej, jeżeli nocleg opłacany miał być przez ową instytucję, a ja miałem otrzymać zwrot kosztów poniesionych na dojazd oraz za każdy miesiąc około 550$ stypendium do ręki.
Wszystko się zgadzało oprócz jednej rzeczy: całość, czyli zwrot kosztów dojazdu plus stypendium miałem dostać, ale dopiero w monecie odbycia stażu, czyli w przeddzień wyjazdu.
Efekt był taki, że nie miałem za co kupić bułki czy iść gdzieś na obiad. Do tego za własne pieniądze musiałem kupować tam na miejscu biletu komunikacji miejskiej. Nie było mi do śmiechu. Tylko jak tu zarabiać nie mając czasu by iść do pracy? Końcu musiałem dziennie osiem godzin pracować w Centrum Informacji Europejskiej?
Pierwszy tydzień jeszcze utrzymywałem się z zabranych z domu oszczędności, ale kurczyły się z dnia na dzień coraz bardziej, a mi w oczy zaglądało widmo głodowania. Nie chciałem też prosić nikogo o pożyczkę. I nagle: eureka!
Nim powiem co wymyśliłem, napiszę jak na to wpadłem. Było to milionowe miasto, z tysiącami turystów i mieszkańców. Dziennie przechodziłem w drodze do biura przez gęsto oblegany przez nich rynek główny. Turystycznym hitem był przebrany i pomalowany na złoto pan, który stał na małym podeście nieruchomo. Stał tak, aż ktoś mu wrzucił coś do skarbonki. Wtedy zmieniał pozycję i wszyscy z zachwytu klaskali. To właśnie on zwrócił mi uwagę na bardzo hojne sakiewki turystów. Nie chciałem jednak robić mu konkurencji. Tak oto wpadłem na „mini-handel” kwiatami.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW