Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Kino prawdziwe?
dodano 01.07.2009
Ludzie filmu mają odwieczny kłopot z teoretykami, krytykami i recenzentami ich sztuki. Podobny problem sprawiają organizatorzy festiwali filmowych. Jest nim wszelkiego rodzaju klasyfikacja.
Artysta realizuje swoją wizję i niewiele go interesuje czy powstałe dzieło nazwą horrorem, melodramatem, komedią czy kinem slapstickowym. Jednak publiczność, a także filmoznawcy chcąc opisać i scharakteryzować formalną stronę filmu, są zmuszeni (aczkolwiek z różnych powodów) do zakwalifikowania go do któregoś ze znanych gatunków. Podobnie rzecz ma się z ogólnym podziałem kina na mainstream , kino niezależne i amatorskie. I tutaj, podobnie jak na poziomie gatunków filmowych podziały nie zawsze są ostre i czytelne. Głównie dotyczy to polskiego kina określanego jako niezależne. W Stanach Zjednoczonych wypracowano prostą formułę w myśl, której kinem niezależnym nazywa się wszystko to, co powstaje poza Hollywood, poza zasięgiem monstrualnych korporacji tamtejszych producentów. W Wielkiej Brytanii tym mianem zwykło się określać filmy finansowane wyłącznie z kapitału prywatnego.
W Polsce kryteria tego typu nie są już tak oczywiste. Co prawda przyjęło się u nas, że filmy z tzw. głównego nurtu to dzieła z zasady spełniając poniższe kryteria:
są wyprodukowane ze znaczącym udziałem środków publicznych
reżyser jest absolwentem, któreś ze szkół filmowych
kopie filmu są produkowane na taśmach światłoczułych i przeznaczone do dystrybucji kinowej
Niemniej czy Piotra Dzięcioła, prywatnego producenta „Ediiego” ktokolwiek posądza o funkcjonowanie w nurcie kina niezależnego? A jak ocenić casus filmu „Nie ma takiego numeru” Bartosza Brzeskota? Stworzył go artysta bez wykształcenia filmowego, finansował wyłącznie prywatny kapitał. Niemniej „Nie ma takiego numeru” z założenia był produkowany z myślą o pokazywaniu w kinach, a jego twórcy jednoznacznie i głośno sprzeciwiają się kwalifikacji filmu jako dzieła niezależnego. Po ponad dwóch latach od premiery na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni firma Vivarto wprowadziła go na ekrany kin.
Być może usiłując zdefiniować polskie kino niezależne należałoby przyjąć kryteria merytoryczne? Czyżby niezależność miała objawiać się określonymi wartościami promowanymi przez twórców? Próbę tego typu podjął Mathias Mezler, (Uciec stąd” : Filmokrąg”) publikując „Manifest 2005”. Czytamy tamże między innymi.
„- Kino niezależne z założenia powinno mówić o tym co ukryte, niedopowiedziane, zastrzeżone – to co tabu.
- Trzeba napiętnować wszystkich tych, którzy w nurcie kina niezależnego tworzą w sposób komercyjny pod publikę, a nie dla publiki.
- Polskie kino niezależne za wszelką cenę powinno odcinać się od tego, co w Polsce
powszechnie nazywane jest polskim kinem profesjonalnym” .
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW