Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Kult Che Guevara – co o nim (nie) wiecie, sądzicie?
dodano 16.07.2008
Cóż o nim sądzę? Kim jest idol, archetyp nieustraszonego bojownika w imię biednych?
Kiedyś, a było to bardzo dawno temu, przeczytałam gdzieś w gazecie cukierkowy artykuł o Che Guevara – o człowieku, którego prawdziwe imię to Ernesto, a El Che to tylko przezwisko – koleś. Che -człowiek legenda, pochodzenia argentyńskiego, działający w środowisku lewicowym w latach 50-70 ubiegłego wieku. Pomagał Fidelowi Castro w przeprowadzeniu rewolucji na Kubie, podróżował po całym świecie, szerząc swoje poglądy, przeciwnik komunizmu radzieckiego, był w partyzantce, był rzekomo lekarzem, miał szczęśliwą rodzinę, w końcu zdradzony przez Castro i Chruszczowa, został zamordowany przez boliwijskich bojowników współpracujących z CIA. Ale to są garstki informacji dla zainteresowanych, które można znaleźć w Internecie.
Ogólnie dowiedziałam się wtedy, ze Che jest boski – cudowna legenda, ikona, obrońca ludzi pokrzywdzonych, walczący w imię rewolucji, proletariatu, w imię swojej ideologii. Ha, po zastanowieniu się, po obejrzeniu wielu dowodów na kult Che – zdjęcia ikony w czarnym berecie w panterce, albo z uroczym chłodnym uśmiechem na twarzy.
Shwobiznes wykorzystał to świetnie – zdjęcia Che na koszulkach, na pocztówkach, breloczkach, banery wywieszane na budynkach w miastach Ameryki Południowej.
Zafascynowana wtedy kimś tak wspaniałym, od razu kupiłam naszywkę na plecak z podobizną Che na tle flagi kubańskiej i z napisem „revolucion” (Och, a propos rewolucji, to właśnie Guevara powiedział tak ciekawe słowa: „Rewolucja jest jak rower – jeśli się nie posuwa naprzód, to pada.”) i dumnie nosiłam ją na plecaku.
Nikogo to nie obchodziło, nikt nie pytał kim jest ten gościu, a jak spytali, to nie byli zainteresowani. Do czasu… Raz koleżanka spytała się, czy lubię go, a ja : i tak i nie. A ona: to ten co mordował w więzieniu… Ja go nie lubię. Kolejnym zaś razem, starszy kolega, bardziej obeznany z historią, spytał, co mam na plecaku – czy to Che. A ja, że tak. Zaśmiał się i powiedział bez ogródek, że jestem nienormalna. No cóż. Nie wszyscy muszą go lubić, ale postanowiłam się trochę więcej dowiedzieć o tej postaci. I cóż, dzięki kilku artykułom z „Gazety Wyborczej” z października 2007r. dowiedziałam się wielu niemiłych, ale prawdziwych rzeczy o Erneście.
Pozwolę sobie nie cytować tych tekstów, ale omówię je pokrótce. Powiedziałam wcześniej, że Che był lekarzem, studiował medycynę – ha, w rzeczywistości taki dyplom nigdy nie istniał. Ten bojownik w imię pokrzywdzonych i poniżanych, był rasistą, homofonem, gardził gejami i Murzynami. Mówiono, że Che unikał materialnych luksusów, w rzeczywistości pławił się w nim –mieszkał w nadmorskich willach. Co więcej, był naczelnikiem więzienia La Cabana – okrutnym egzekutorem przeciwników, nie słuchających błagań matek i rodzin zabijanych wrogów. Ten jego uroczy chłodny uśmiech – uśmiech szaleńca, prześladował muzykę rockową, wprowadził terror na Kubie, chciał wysadzić Nowy Jork (planował zamachy bombowe, oficjalnie przemawiając w ONZ).
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW