Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
To moje życie. To moje pączki
dodano 06.08.2009
To ranne wstawanie mnie kiedyś zabije. Może wydaje ci się, że to proste. Kiedy ważyłam 60 kilo... mniej... było proste. Zwleczenie się z łóżka, kiedy ciężko jest nawet podnieść nogę do góry, każdego dnia uważam za sukces.
Wyciągam z szafy ubrania. Ulubiona bluzka ciągnie się jak kilometrowy papier toaletowy i nie widać za bardzo kiedy uda mi się ją zobaczyć w całości, ale to moja ulubiona. Przynajmniej dobrze leży. Znaczy nie obciska. Ubierając się odwracam wzrok od lustra. Chyba bym tego nie przeżyła. Ale lustro po prababci, zabytek, mama uparła się, że musi zostać. Spodnie już dawno przestałam nosić, po tym jak przymierzyłam w sklepie 7 par XXXXXXL i wszystkie wchodziły najwyżej do kolan. Było mi tak przykro, że wyszłam nie oddając ciuchów, żeby ekspedientka nie widziała że mam łzy w oczach. No tak. Ubieranie skończone.
Śniadanie. "To najpiękniejsza pora dnia", chciałoby się powiedzieć. Ale tylko wtedy jak nikogo nie ma w domu. Nikt nie krzyczy zza ściany: "Aśka, zostaw już może to ciasto. Znów przytyjesz." Ale mamo słyszałaś kiedyś o czymś takim jak uzależnienie? Ja po prostu MUSZĘ jeść. Już na samą myśl o tym mam dreszcze. A z moją wagą chyba już nic mi nie zaszkodzi. Nie da się więcej przytyć. Układam ładnie na talerzyku 4 pączki, które schowałam wczoraj jak tylko wróciłam do domu. Parzę sobie kawę. Koniecznie ze śmietaną i cukrem. Uwielbiam. Do tego codzienna porcja, jogurt (zdrowy!), grzanki z nutellą, taką roztopioną ściekającą, bo taka jest najlepsza. Na deser jakieś ciasto, chociaż chowają przede mną jak mogą. I tak najgorszy był tata. Ale odkąd od nas odszedł zawsze udaje mi się coś zachomikować. Nie przeżyłabym bez słodyczy.
Wstaję od stołu i mimo wszystko mam wyrzuty sumienia. Czuję się ciężej. Zmywanie sprawia mi prawie tyle samo trudności co ubieranie. Dlatego lubię jednorazowe talerzyki. Mama czepia się, że jak w fast-foodzie, ale często jej nie ma, więc jakoś mi uchodzi na sucho.
Do pracy zwykle ciężko mi się zebrać. I tak... co to za praca. Szkoda mówić. Trzydziestolatka, której pensja wystarcza na jedzenie, mydło i jakiś ciuch od czasu do czasu. Nawet do rachunków się nie dokładam, bo za bardzo nie mam z czego. Mogłabym poszukać innej, ale dwie rozmowy, na które poszłam trzy lata temu mnie dobiły. "Ale wie pani, my napisaliśmy w ogłoszeniu, że to praca z klientem. Myśleliśmy, że rozumie pani, jakie są wymagania." Zrozumiałam.
Mieszkam na trzecim piętrze, bez windy. Nawet zejście na dół to dla mnie katorga, nie wspomnę już o wyczołganiu się na górę. Jest ciężko. Jest naprawdę ciężko. Zwykle jak wracam, rzucam się od razu na łóżko, bo nawet zjeść nie jestem w stanie. Nienawidzę schodów. Nienawidzę wszystkiego, co zmusza mnie do katorżniczego wysiłku fizycznego. Nikt tego oczywiście nie rozumie. "Aśka, weź się za siebie. Zobacz jak ty wyglądasz. Ty sobie zdrowie niszczysz. Weź przejdź na jakąś dietę. Zacznij ćwiczyć. Aśka, musisz ciągle jeść? Aśka, mówię do ciebie!". Mądrale. A spróbowaliby chociaż buty zawiązać, ważąc tyle co ja. Żenada. Ludzie są coraz bardziej egoistyczni.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW