Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
„Zrobiłem film w konwencji współczesnej baśni”
dodano 03.06.2008
Mówi Szymon Jakubowski, reżyser i autor scenariusza do filmu „Jak żyć?”, którego premiera będzie miała miejsce już w lipcu. Dystrybutorem filmu jest VISION
- Jesteś nie tylko reżyserem, ale też i autorem scenariusza do „Jak żyć?”. Co skłoniło Cię do wyboru takiej właśnie tematyki i takiego, lekkiego i pogodnego, sposobu opowiedzenia historii dwojga młodych ludzi?
- Sam oglądam bardzo dużo filmów i to od lat. To pasja, która przeszła przez filmoznawstwo, a skończyła się w szkole filmowej. Przez te lata obejrzałem naprawdę setki filmów. I szczerze mogę powiedzieć, że do moich ulubionych reżyserów należą właśnie ci, którzy poważne tematy poruszali w sposób ciekawy i nieszablonowy. Takeshi Kitano, Wes Anderson, Tom Egoyan czy David Fincher to tylko nieliczne nazwiska, na które mogę się powołać. Poza tym nie widzę nic złego w opowiadaniu historii w sposób lekki, jeśli ciągle pozostaje tą samą historią, która mnie zainspirowała do pracy. Film "Jak żyć?" to świadoma gra z konwencjami. Raz jest śmiesznie, kiedy indziej smutno, a kiedy trzeba dramatycznie. W trakcie przygotowań do filmu wiedziałem, że realizację trzeba wynieść trochę na poziom pewnej umowności. Dlatego zdecydowałem się napisać scenariusz w konwencji takiej współczesnej baśni. Mamy tu bohatera, który staje przed zadaniem rozwiązania problemu. Ponieważ sam nie ma zbyt wiele doświadczeń życiowych wyrusza o pomoc do swoich 3 wujków (takich baśniowych 3 wróżek), którzy właśnie radzą bohaterowi „jak żyć”. Uzbrojony w nową wiedzę bohater sam musi zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. A jak to mu się uda, to już warto zobaczyć w kinie.
Podczas pisania scenariusza wydawało mi się, że właśnie konwencja baśni będzie tu najlepszym rozwiązaniem. Zgeneralizuje problemy, ściągnie je do pewnych metafor, w końcu da nadzieje, jak to baśń, na lepsze jutro. Znam tradycje polskiego kina i wiem, że kino gatunkowe nigdy nie miało lekko u polskich widzów, choć trzeba obiektywnie przyznać, że ostatnio zaczyna ulegać to zmianie. Dlatego w wybranej przez siebie konwencji próbowałem pogodzić nasz polski, społeczny charakter kina z tą gatunkową umownością, jaką budują bohaterzy i przebieg opowiadania. Taki kompromis: żeby widz był syty i twórcy cali.
- Po tym jak Ewa i Kuba dowiadują się, że zostaną rodzicami, zamiast zbliżyć się do siebie, paradoksalnie stopniowo zaczynają się od siebie oddalać. Dlaczego? Czy w pogoni za sukcesem tak łatwo zapomnieć o tym, co w życiu najważniejsze?
- Tak, to chyba oczywiste, że żyjemy w czasach, gdzie nie ma miejsca na słabości. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy, ktoś bardziej ambitny, ktoś pozbawiony skrupułów. Sam mam 30 lat i widzę, jak żyją moi przyjaciele i znajomi. Zabiegani, w obowiązkach etatów próbują wieczorami łapać czas dla swoich dziewczyn, rodzin, przyjaciół i wychodzi to raczej z różnym skutkiem. Delegacje, szkolenia, wyścig szczurów o awans, wzajemne zawiści to codzienność ludzi pracujących w dużych korporacjach. Podobnie jest i u nas w filmie. Bohater podejmuje decyzję - postanawia utrzymać swoją rodzinę, zapewnić dziewczynie i nadchodzącemu dziecku godne życie. Niestety, świat jest tak skonstruowany, że równowaga musi być zachowana. Coś za coś. I choć intencje Kuby (głównego bohatera) są czyste i szczere, świat upomina się o jego czas, energię i uwagę. Bohater w dobrej wierze poświęca coraz więcej czasu na pracę. „Kupowany" gadżetami firmowymi powoli i niezauważalnie zaczyna być więźniem swoich własnych decyzji, a to oczywiście buduje naturalny konflikt z Ewą - jego dziewczyną, którą - nieświadomie - zostawia samą z ciążowymi problemami, lekarzami, samotnością.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW