Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Zastanówmy się, jak wpadamy w sidła oszustów?
dodano 09.01.2007
Prowadzę mały serwis poświęcony problemowi oszustw dokonywanych na ludziach szukających pracy za granicą. Codziennie dostaję maile od poszkodowanych, w których przewija się ten sam schemat działania oszustów.
Jest dużo scenariuszy, które pisze nam życie, ale weźmy taki przykład. Mieszkamy w dziurze, jakaś mała mieścina na mazurach, czyli zero pracy i perspektyw. Słyszymy na ulicy rozmowę jak to brat sąsiadki wyjechał za granicę i jak mu się tam powodzi. Kurcze, a może by tak wyjechać? Tylko że my nikogo nie znamy. Co tu zrobić? Może poszukać w ogłoszeniach? Dobrze się składa, dzisiaj poniedziałek. Idziemy do kiosku i mówimy do sprzedawcy ,,Wyborczą proszę". Mamy szczęście, dzisiaj tyle ogłoszeń z pracą za granicą, na pewno coś będzie. W domu siadamy do lektury i już na samym początku rzuca nam się w oczy anons w żółtej ramce. Anglia – potrzebujemy pracowników do fabryki Hondy, email superpracadobra@wp.pl i numer komórki.
Myślimy sobie, że to by nie było głupie. Dzwonimy pod podany numer, miły pan informuje nas, że mamy szczęście, bo ma jeszcze dwa miejsca. Pytamy, jakie są koszty, jaka to praca i za ile? Facet jest przygotowany na takie pytania. "Koszty prawie żadne" - mówi. Wystarczy, że przyjedziemy do Swindon i będziemy mieli na mieszkanie przez pierwszy tydzień plus na rejestrację. A ile zarobimy? No nie dużo na początek, mówi nasz wybawca. 7 funtów na rękę na początek, więcej nie może zaproponować. Ale robota lekka, coś tam przy taśmie. Angielski nie wymagany, bo i po co? Już pracuje tu dużo naszych. Przecież taka firma nie może oszukać. Umawiamy się, że jutro zadzwonimy do niego. Teraz sobie przeliczamy. Trzeba nam jakieś 2000 zł i możemy jechać. Przy takich zarobkach szybko odrobimy to, co zainwestujemy. Tylko, od kogo pożyczyć? Dzwonimy do rodziny i znajomych. Sprzyja nam szczęście, mamy już potrzebną kwotę. Wysyłamy jeszcze maila na podany w ogłoszeniu adres z zapytaniem o tę samą pracę. Po godzinie mamy już odpowiedź, że tak, praca jeszcze aktualna. "Nareszcie uśmiechnęło się do nas szczęście" - myślimy. Z ulgą kładziemy się spać. Już niedługo odmieni się mój los.
Wstajemy, lecz zamiast wcześniejszej euforii przychodzi pierwsze zwątpienie: "Przecież ja nie znam słowa po angielsku". Sprawdzamy w Internecie, co to za miasteczko. Faktycznie mieszka tam sporo rodaków, są też dwie fabryki, hondy i bmw. Czyli wszystko się zgadza. Ale jak się dogadam na lotnisku? Dzwonimy do faceta, znowu wraca nam humor. Mówi nam, że niepotrzebnie się martwimy na zapas. On nam wszystko wytłumaczy, pomoże. "Spoko gość" - myślimy sobie. Dobrze mówi, po co się martwić. Języka się szybko nauczymy. Ustalamy z gościem szczegóły i zaczynamy się pakować. Im szybciej polecimy, tym szybciej zaczniemy zarabiać funty. Najważniejsze, że udało nam się zorganizować "kasiorę".
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW