Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Zwyciężczyni czy zwycięzca?
dodano 06.10.2009
Gdyby sprawa Caster Semenya, biegaczki, której płeć zakwestionowano, a której testy genetyczne zostały przez IAAF utajnione, została rozstrzygnięta uznaniem jej za mężczyznę i odebraniem medali, byłaby świetnym przykładem tego, jak dyskryminowani ze względu na płeć są sportowcy. Ale nie tylko oni.
Jak by nie było, w dziedzinach tych (tj. polityce i gospodarce) działania wyrównawcze oraz parytety, czyli dzielenie społeczeństwa na odrębne grupy (płciowe), których zwycięskim członkom przyznawane byłyby takiej samej wielkości „nagrody” (np. pensje czy stanowiska), ale pochodzące z osobnych pól nagród, przynoszą większe szkody, niż rozdzielanie zawodów sportowych względem kryterium płci zawodników. Dlatego też, gdyby w gospodarce czy polityce miało dochodzić do takiego płciowego zamordyzmu i takich płciowych ekscesów jak w sporcie, szkody byłyby dużo wyższe a sytuacje jeszcze bardziej absurdalne niż te powodowane przez uprzywilejowane traktowanie sportsmenek.
Sportowa sprawa Caster Semenya, nasuwa na myśl, na jakie pomysły mogliby wpaść panowie, gdyby zamordyzm podobny temu panującemu w sporcie zadomowił się na dobre w innych dziedzinach życia. W końcu mężczyzna przebierający się za kobietę, aby dostać miejsce w akademiku, dostać się na studia czy zdobyć daną pracę (np. niani) już od dawna stanowi motyw wielu hollywoodzkich komedii.
Być może już wkrótce podobne przeboje przechodzić będą członkowie rad nadzorczych wielkich korporacji. Wiele państw wprowadziło już aż 40%-owe parytety kobiet w takich radach nadzorczych, w których normalnie mężczyźni stanowią 95% składu. Dyrektorzy i właściciele takich firm muszą zwalniać ze swoich stanowisk wybitnych finansistów, ekonomistów i innych specjalistów oraz ekspertów, bo tego wymagają feministyczne reżimy. Łatwo jest sobie wyobrazić, że zarówno jakiemuś mężczyźnie jak i jego szefowi zależeć będzie na tym, aby podawał się on za kobietę albo nawet zmienił płeć.
Mnie jednak bardziej ciekawi jak zareagowali by nasi politycy na wprowadzenie parytetów politycznych, do którego ciągle mam nadzieję, że nie dojdzie.
Wyobrażacie sobie co zaplanowałby „genialny strateg”, Jarosław Kaczyński, gdyby feministki postanowiły, że co drugą kadencję prezydencką powinny kandydować tylko kobiety? Jeden z braci obsadziłby wybory parzyste, a drugi nieparzyste, przy czym w sumie ostatecznie mogłaby to być ta sama osoba. Plan lepszy niż Kwaśniewskiego, który powstrzymany przez konstytucję przed sprawowaniem trzeciej kadencji, prezydencki stolec planował obsadzić swoją żoną.
Natomiast, gdyby feministki zażądały parytetów kobiet we władzach bądź co bądź dobrowolnych stowarzyszeń, jakie stanowią partie, Trio założycielskie PO, Tusk, Olechowski i Płażyński, mogłoby się przedstawiać raczej jako trójkąt założycielski, który rozpadał się nie mniej burzliwie, niż faktyczne trójkąty męsko-damsko-męskie czy damsko-męsko-damskie.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW