Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
... a Węgry to ja kocham
dodano 09.12.2009
Polak, Węgier dwa bratanki. Może to tylko slogan ale jak prawdziwy... W moich kilku podróżach po Węgrzech, przekonałam się o tym na własnej skórze.
Kocham Węgry od dnia, kiedy pierwszy raz tam pojechałam. Wracałam jeszcze kilka razy i zwiedziłam większość tego kraju. Byłam nie tylko w Hajduszoboszlo, gdzie naszych rodaków w bród ale również w wielu miejscach, gdzie polski trudno usłyszeć.
Baseny termalne, piękne krajobrazy, fantastyczna kuchnia i wino, a przede wszystkim ludzie - to wszystko składa się na Węgry, kraj, którego nie mam dość. Kraj w którym odpoczywam ciałem i duszą.
Takiej pomocy, ofiarności i miłości bliźniego nie spotkałam nigdzie indziej. Nie wiem może miałam szczęście ale spotkanie fantastycznych ludzi akurat tutaj to nie jednorazowe zdarzenie, więc może coś w tym jest.
Trzy lata temu byłam z rodziną w Zalakaros, znanym kurorcie, gdzie oczywiście królują baseny termalne. Oprócz rozkoszowania się wodą i kąpielami, zwiedzaliśmy również okolice. Wybraliśmy się na północ, aby zobaczyć Zalaegerszeg, a także Szombathely.
Było późne popołudnie, kiedy wyjeżdżając z podporządkowanej na jakimś osiedlu w Szombathely, auto odmówiło posłuszeństwa. Na szczęście mąż zdążył wjechać w zatoczkę autobusową, bo mogło dojść do nieszczęścia.
Super. Tego nam było trzeba!!! Westchnęłam ciężko spoglądając na męża. Z tyłu auta dwoje małych dzieci zmęczonych po całym dniu, a tu się okazało, że w pensjonacie w Zalakaros zostawiliśmy telefon. Klapa na całej linii.
Zaczęłam biegać po przystanku w poszukiwaniu kogoś kto po angielsku cokolwiek rozumie, ale jeśli ktoś na Węgrzech był to wie, że z tym trudno.
Wreszcie napatoczyła się ONA. Kobieta koło siedemdziesiątki. Widząc obłęd w naszych oczach zapytała:
- Polonia?
- Polonia, Polonia - odparłam.
Kobieta nie znała angielskiego ale mówiła trochę po serbsku. Powiedziała, że pomoże poszukać nam mechanika. Rozmawiałyśmy w językach różnych, nawet takich których nie znaliśmy: rosyjski, serbski, niemiecki, angielski, polski i migowy. Ten ostatni był najbardziej przydatny. Wędrówka była długa - szliśmy kilka kilometrów. Dzieci zmęczone marudziły. Wreszcie dotarliśmy na miejsce, ale okazało się, że trafiliśmy do blacharza samochodowego, który niestety nie był mechanikiem.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW