Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Muzyka to język Boga
dodano 02.02.2007
“Każdemu śmiertelnikowi Bóg szepce do ucha, mnie krzyczy!” - tymi słowami Ludwik van Beethoven wyjaśnia źródło swojej inspiracji w najnowszym filmie Agnieszki Holland “Kopia Mistrza”.
“Kopia Mistrza” to fikcyjna historia przedstawiająca relacje pomiędzy starzejącym się Ludwikiem van Beethovenem (w tej roli niesamowity Ed Harris) i młodą Anną Holtz - najlepszą studentką konserwatorium, podejmującą się pracy w charakterze kopistki. Anna ma nadzieję, że praca u mistrza pomoże jej rozwinąć własne umiejętności, lecz szybko przekonuje się, jak trudnego we współpracy wybrała sobie nauczyciela.
Zafascynowana Beethovenem Anna przygląda się, jak tracący słuch, szacunek i rodzinę mistrz tworzy dzieło życia. Silna wiara w Boga, połączona z tytaniczna pracą, u podstawy której leży boskie powołanie, spycha geniusza na rubieże społeczeństwa. Bez względu na wszystko pozostaje wierny jedynie sobie i muzyce.
Oglądając "Kopię mistrza" nie sposób nie zauważyć dokładności, z jaką reżyser i scenarzyści nakreślili historię, mocno bazując na biografii muzyka. Jednak film Agnieszki Holland to bardziej subtelne studium jego muzyki i jej znaczenia, aniżeli biografia ukazująca życie mistrza. Struktura filmu i konstrukcja scenariusza sprawiają problem przy interpretacji i ukształtowaniu pointy. Na pewno celem twórców filmu nie było przedstawienie, że genialne dzieła doceniane są po śmierci ich twórców, a geniusze przez swą wyjątkowość skazani są na samotność i skomplikowane związki ze światem. To są komunały, ale w takim układzie co ma być przesłaniem filmu?
Dla mnie osobiście jest to muzyka i sposób jej pojmowania. Bo muzyka to nie tylko nuty i dźwięki, to sposób na życie i jego główna pasja. Akt kreacji w wykonaniu Beethovena to niesamowity chaos, a jedyny porządek w jego życiu panował na pięciolinii. Ale jego muzyka, jej tworzenie to była nieustanna walka i dążenie do z góry zaplanowanego celu, bo geniusz wiedział jak wszystko ma brzmieć, Bóg grał mu to w głowie.
W filmie znalazła się trwająca kilkanaście minut scena prezentująca pierwsze publiczne wykonanie nieśmiertelnej "IX Symfonii" - jednego z najsłynniejszych dzieł Beethovena. Gdy chór wykonuje “Odę do radości" po plecach przechodzą ciarki, ale nie dla melomanów ten fragment będzie zdecydowanie za długi. Nie zgodzę się jednak z głosami, że ten fragment nic nie wnosi do filmu. “IX Symfonia” jest muzyczną ilustracją życia mistrza, którą trzeba analizować sensualnie i emocjonalnie, bo muzyki rozumem się nie pojmie.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW