Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Mężczyzna w kuchni
dodano 12.02.2007
Podobno z wybitnym podniebieniem, znawcy smaku, kucharze numer jeden... Ale od każdej reguły jest wyjątek.
Zapytaj mężczyzny, czym różni się sałatka od surówki, a zrobi wielkie oczy i pomyśli, że urwałaś się z kosmosu. Nie pytaj, czy woli na kolację grecką czy może pekińską, bo dla niego wszystkie przetarte, poszatkowane zielska zamykają się w jednym przymiotniku - jarzynowa. Co jego matka przyrządza na święta? Sałatkę jarzynową. Co je do grillowanych kiełbasek? Sałatkę jarzynową. Gdy jednak zapytałam znajomego, co dokładnie wchodzi w skład owej sałatki, rozłożył ręce w bezradnym geście. Z pewnością marchewka - mówi - tak, marchewkę poznaję po barwie. Może ziemniaki. Choć to prawdopodobniej seler. W końcu zirytowany macha mi przed nosem ręką. Co za różnica? - pyta - Ważne, że smakuje.
Fakt, liczy się efekt końcowy. Zamiana cebulki na seler od razu została zdemaskowana. Oczywiście, konkrety wyjawiła sprawczyni zamieszania, dziewczyna mojego kolegi, ale jego czułe kubki smakowe od razu zaalarmowały, że to nie JEGO sałatka. Idąc dalej tropem męskich guścików, przyparłam do ściany innego znajomego, smakosza kuchni włoskiej i domowego sernika. Facet nie znosi warzyw. Każde z osobna, tak jak to natura stworzyła to jeszcze, jeszcze, ale wymieszane w misce? Nigdy w życiu. Bo skoro pomidory rosną na własnych krzaczkach, ogórki na własnych, a sałata tuż nad ziemią, to chyba po to by zjadać je osobno. Czysta męska filozofia. W innym przypadku rosłyby na wspólnym krzaku, nieprawdaż? Prawdaż.
Od tamtej chwili pałaszując mieszankę warzywną, zastanawiam się czy nie powinnam rozdzielać kukurydzy na prawo, a brokułów na lewo. Dowiedziałam się także, że mężczyzna jako wzrokowiec kieruje się oceną wizualną. Nie zje czegoś, co mu się nie podoba. Chyba, że przyrządził to sam. Siedzę pewnego dnia w kuchni swojego ex i patrzę jak miesza na patelni jedną, wielką breję. Co robisz? - pytam. Odpowiada, że spaghetti. Po kilku minutach podstawia mi pod nos miskę. Nie mogę odróżnić, gdzie makaron, a gdzie mielone. Wszystko utonęło w proszkach knorra, pomidorach i Bóg wie jeszcze czego. Kierując się zasadą wizualności, odmawiam spożycia, ale ex nalega. No dobrze - mówię, a sekundę później oczy wychodzą mi na wierzch. Trafiłam na maniaka pikantności. Od kiedy? - pytam. Od zawsze, mówi on i teraz już wiem, dlaczego nie przepadał za moją kuchnią. Bo to ten typ, co to zje wszystko jeśli tylko z furą chilli, czosnku i pieprzu.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW