Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
"Opowiadanie o Kaziu" cz.1
dodano 02.03.2007
Witam wszystkich. Jestem Kazio. Wiem, moje imię wskazuje na zajęcie raczej rolnicze, lecz pozory mylą. Nie dajcie się zatem zwieść. Pod niewinnym imieniem kryje się bowiem krwiożercza bestia. Jestem najszybszym z szybkich, najbardziej zachłannym z zachłannych, wpijam się w duszę śmiertelników i wyciskam życie z ich ciał, jak sok z dojrzałego owocu.
Zabić to dla mnie jak splunąć, choć uważam się za dawcę życia, nie za zabójcę. Przemieniam tworząc nową rasę. Jestem protoplastą, pierwowzorem, na mnie oprze się nowa cywilizacja. A oto moja historia: słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać.
Urodziłem się 15 listopada 1254 r. w zapadłej dziurze zwanej Jawornikiem, z której od pierwszego krzyku chciałem się wyrwać. Kiedy wyściubiłem głowę z maminej pochwy, byłem pewien –„To nie będzie la dolce vita” Śmierdzące szmaty na ledwie stojącym łóżku, brudne, odymione ściany drewnianej chałupy, niewiadomego przeznaczenia dziura w suficie, podłoga z ubitej ziemi, po której walały się stosy śmieci-pozostałości jedzenia, przepocone strzępy ubrania, miliony mojego starszego rodzeństwa. Mogłem się tylko domyślać ile tam było zarazków, roztoczy i wszelkiego innego syfu. Prawie nie krzyczałem. Patrzyłem tylko coraz bardziej wytrzeszczonymi oczami na świat, w który przyszło mi żyć. Pomarszczona akuszerka z podwiniętymi rękawami uwijała się wokół mnie jak w ukropie. Matka darła się wniebogłosy wypluwając z siebie kolejne części mojej fizjonomii. Makabra. Kiedy wreszcie byłem na powierzchni, pomarszczona akuszerka mnie umyła. Jeśli myślicie, że była to czysta, przejrzysta, podgrzana do odpowiedniej temperatury woda, to się mylicie. Na mój gust były to jakieś pomyje, bo cuchnęły i były zielonkawe. Potem mnie owinęła w pieluchę i oddała w ręce mojej spoconej, cuchnącej, lecz jakże szczęśliwej matki. –„I z czego się tak cieszysz? – pomyślałem – Żebyś chociaż zęby wszystkie miała.”-
A więc nadszedłem, aby świat przepoić lękiem i grozą. Nadciągnąłem jak burza, wśród krwi i oblepiających moje ciało łożysk, pępowin i tego typu kobiecego ohydztwa. TFU! Jakże się cieszę, że jestem mężczyzną. Tak więc wyglądały pierwsze minuty tego, co wszyscy wokół nazywają życiem.
Byłem dzieckiem raczej mizernej urody, przynajmniej we własnym mniemaniu. Okoliczne chłopki musiały jednak coś we mnie widzieć, skoro tak ochoczo dawały się chędożyć. Przestałem być prawiczkiem mając 12 lat. Stało się to na polu, w pszenicy. Ona miała lat 16 lat, czarne jak węgiel oczy i bujny zarost we właściwych miejscach. Ależ byłem szczęśliwy...do czasu, gdy ojciec złoił mi skórę za szkody w polu. A no właśnie. Tym sposobem dochodzimy do mojego ojca – mojego guru. Miał na oko ze 185 cm wzrostu. Brązowe, lekko faliste włosy, chłodne, niebieskie oczy. Rżnął matkę, kiedy mu się żywnie podobało, a ona po którymś z kolejnych porodów po prostu umarła. Boże jak ja ją kochałem. Jak jego nienawidziłem. Odebrał mi moją bezzębną, lekko ślepą matkę – mój cały świat. Gdy umierała miała 27 lat, a ja byłem jej ósmym dzieckiem. Nie byłem jednak ósmym dzieckiem mojego ojca, bo ten w okolicy bliższej i dalszej zrobił kilkoro bękartów.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW