Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Hollywodzka komercja, czyli... atak klonów?
dodano 06.04.2007
Rodzimy się jako niepowtarzalny oryginał, umieramy jako czyjaś kopia. Tak dzieje się coraz częściej. W XXI wieku coraz więcej osób zapomina o własnej tożsamości. Chcą być tacy, jak celebrities. Czy to oby na pewno dobrze?
Gala MTV Europe Music Awards (lub każda inna). Z długiej jak południk Greenwich limuzyny wysiada Paris Hilton, Lindsay Lohan lub inne temu podobne cudo. Macha swoją odzianą w diamenty ("Za sto tysięcy!" - krzyczy do rozwrzeszczanego tłumu) ręką w stronę fanów, naśladowców i prześladowców, a następnie spacerowym krokiem przechadza się w tę i z powrotem po czerwonej wykładzinie na chodniku. I po co ta checa? Zaraz, jeszcze chwilka i wyjaśnię. A właściwie chyba nie potrafię...
Wydaje mi się, że po nic. Co, oglądając transmisję z gali, myśli przeciętna kobieta? Są trzy grupy. Pierwsza pieje przed telewizorem "jaka ona piekna i utalentowana i nie wiadomo co jeszcze" (miejmy nadzieję, iż zna chociaż jedną - udaną, czy nie - płytę lub jakąkolwiek inną produkcję danej artystki). Taka Paris na przykład będzie jej bogiem, nauczycielem życia, źródłem kojącym duszę i oczywiście głównym dyktatorem mody - chociaż właściwie nie ma na sobie prawie nic. Druga grupa nie może na takową dziewczynkę hasającą po wykładzinie patrzeć, ponieważ zbiera jej się na łzy. "I kolejna dieta nieudana! A ta Paris to taka piękna jest! Ja też chcę ważyć 40 kg!" No i oczywiście na następny dzień obowiązkowy wypad do miasta, by poszukac odzwierciedlenia sukienusi, którą miałą na sobie panna H. Poszukiwania kończą się fiaskiem z powodu braku rozmiarów ("Niestety, nie mamy większych niż XS" - i to krytyczne spojrzenie pani zza lady). Trzecia grupa to dziewczyny, dla których klony hollywoodzkiej komercji są obojętne. No, może nie do końca. Nie potrafią przejść obojętnie obok rozchichotanej grupy trzynastolatek, które zachwycają się nową fryzurą Kate Moss i że "laska dobrze wygląda" (cóż, przy takiej wadze to dosyć trudne...). Do tej grupy należę ja. Nie moge patrzeć na komercję, która otacza świat. Tu liczy się kasa, kasa i więcej kasy. Bling bling i półnagie tancerki na hiphopowych teledyskach. Pieniądze wydawane na wille, ciuchy od najlepszych projektantów i tym podobne badziewie, bez którego można się obejść. Ktoś może mi powiedzieć "Rany, czego się czepiasz? Ma kasę, to wydaje." No dobrze, ale czy tak bardzo trzeba się z tym obnosić? Czy musimy wiedzieć, jak wyglądał i ile kosztował kolejny ślub pana Wiśniewskiego? Bo przeciez te pieniądze można równie dobrze przeznaczyć na głodujące dzieci, dom, który kupiło się dla siebie, podarować bezdomnemu. Albo kupić dużo mniejszych domów dla bezdomnych i samotnych.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW