Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Naśmierciny
dodano 30.01.2007
Pamiętam wielką oślepiającą światłość, uczucie bezgranicznego szczęścia i przepełnienia wszechogarniającą miłością. Zostałem wyrwany z tego stanu. Wessany do ciemnego tunelu. Pochwyciły mnie dwie świetliste istoty.
Gdy zlecieliśmy na ziemię istoty puściły mnie. Znalazłem się obok swego ciała. Stałem spokojnie i patrzyłem. Z początku było mi ono zupełnie obojętne - jakbym oglądał jakiś nudny eksponat w muzeum, lecz coś zmusiło mnie bym wniknął w powłokę cielesną, a wtedy stosunek do niej diametralnie się zmienił. Ożyłem. Leżałem teraz na chodniku czując silny ucisk w piersi. Zaczęły powoli powracać zmysły, przez kilka chwil mocno otumanione. Naśmierciłem się - pojawiłem na tym świecie doznając rozległego zawału.
Momentalnie pojawiła się świadomość całego życia, które mnie czeka. Najdziwniejsze jest to, że prawie od dzieciństwa znałem je w najdrobniejszych szczegółach. Wiedziałem już, że przez kilkadziesiąt lat będę bibliotekarzem, i że nie spełnią się marzenia o zostaniu pisarzem. Cóż za okrucieństwo - człowiek pojawia się na tym świecie i ma świadomość, że będzie nikim, że przed nim wiele nudnych lat przepełnionych niespełnieniem i rozczarowaniami.
Najgorsza jest świadomość, że każdego czekają odrodziny; moje będą za 78 lat, trzy miesiące i pięć dni. Przez pewien okres życia ubywanie lat jest błogosławieństwem. Przybywa sił, dręczy cię coraz mniej chorób. Zyskujesz sprawność, zarówno cielesną jak i umysłową. Niestety, w wieku dwudziestu kilku lat pojawiają się pierwsze symptomy tego, co nas czeka. Człowiek popełnia coraz więcej głupot. Coraz mniej ma życiowego doświadczenia i pieniędzy. W końcu zaczyna być uzależniony finansowo od rodziców. Idzie na studia i tam robi się powoli coraz głupszy. Apogeum zdebilnienia jest na początku szkoły podstawowej. Następuje wtedy demencja młodzieńcza. Nie umiesz już czytać, ani pisać, a stan umysłu jest opłakany.
Gdy tak wspominam czekającą mnie kiedyś młodość, przypominają się obiadki rodzinne. To będzie codzienny rytuał domowy. Zaczyna się w chwili, gdy matka brudzi w zlewie naczynia i sztućce po czym idzie tyłem w kierunku stołu. Gdy ustawi już wszystkie upaćkane resztkami talerze, wtedy w różnej kolejności zasiadamy do stołu i zaczynamy posiłek.
Początkowo odżuwam wydobywający się z trzewi pokarm. Pod koniec tego odżuwania z ust wychodzi kawałek kotleta, który natychmiastowo nadziewam na widelec i odkładam na uświniony talerz. Za chwilę do tego kawałka doczepiam następny i w ciągu kwadransa na talerzu mam już calusieńki gorący i świeżutki kotlecik!
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW