Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Idy marcowe
dodano 21.02.2009
Co by było gdyby... czyli alternatywa jednego dnia i jednej nocy marcowej. Wyjęte z kontekstu, którego jeszcze nie ma i który, możliwe, że zostanie napisany.
*
Zachód słońca krwistą łuną oświetlał wzgórza Rzymu. Ulice Subury były hałaśliwe i zakurzone. Dzień jak każdy inny. Marcowy wiatr chłostał mieszkańców. Gwałtowne podmuchy unosiły skraje szat i otaczały postacie obłokami pyłu. Uliczny gwar uciszał się, by po chwili ożyć w skrzypieniu kół wozów. Wraz z nastaniem nocy chłód obejmował ramionami marmurowe ciało miasta. Ulice pustoszały. Po zmroku Subura traciła resztki przyzwoitości. Obnażona niczym ladacznica, oddawała się plugawym rozkoszom. Żadna rodzina patrycjuszy nie miała willi na tym wzgórzu rozpusty. Jedynie Juliusze związali się z miejscem kultu pramatki Wenery.
*
Mężczyzna niespokojnym krokiem przemierzał ogród. Niewidzącym wzrokiem patrzył na posągi, których niepokojące piękno robiło wrażenie na każdym. Przytłumiony odgłos jego kroków mącił szlachetną ciszę tego miejsca. Powietrze, przesycone zapachem kapryfolium i jaśminu, zdawało się falować w rytm jego ruchów. „Zdrajca! Zdrajca!”. To słowo parzyło wargi, nie pozwalało zbliżyć się Morfeuszowi, rozdzierało serce na strzępy. „Zdrajca!” Harda twarz młodzieńca widniała mu przed oczami. I te słowa rzucone w uniesieniu. Dumny błysk ciemnych oczu. Oczu Serwilli. Na ustach mężczyzny zaigrał pełen czułości uśmiech. Serwilla. Jedyna, której ciało i umysł potrafiły zatrzymać go na dłużej. Uśmiech zmienił się w grymas goryczy. To grzesznie piękne ciało i jego owoc.
„Zdrajca!”. To słowo wprowadzało zamęt w jego myślach. I to akurat teraz, gdy ich jasność była mu niezbędna. Czarne włosy, lśniące i splątane, strumyczek krwi na wardze. Fanatyczny płomień w oczach. I to przeświadczenie o nieomylności swego wyboru. „To chyba rodzinne” – kolejny mimowolny uśmiech. I bolesny skurcz serca, bo przecież tym wyborem była zdrada. Gorzkie myśli wypełniały głowę mężczyzny. Życie za życie. „Zdrajca!”. Zdrajca czego?!?
Nieświadomie zadał to pytanie na głos.
- Panie...?
Cień niewolnika majaczył w mroku ogrodu.
Rozkazujący gest białej dłoni i znów był sam. Czarne oczy omiatały zadbane krzewy i idealnie proste alejki w poszukiwaniu odpowiedzi. Jednak ogród milczał. Co takiego zdradziłem? Ideały republiki? Ha ha ha! Republiki już nie ma. Była tylko banda chciwych starców i ich obłąkańcze marzenia. A jednak, zarzucili mi zdradę. Pal licho Kasjusza i Kaskę! Im zawsze było źle. Ale Marek... Moja krew. Mój syn. Syn kobiety, którą kochałem. „Zdrajca!”. Łatwo smagać tym słowem, jak rzemieniem. Mężczyzna skulił się. Światło księżyca ślizgało się po marmurze, łagodziło krawędzie, wydobywało z mroku kształty rodem z sennych majaków. Ogród wyglądał niczym przygotowany na ucztę nieśmiertelnych. Trupia biel posągów krzyczała na tle ciemnego kapryfolium. To ty mnie zdradziłeś. Po raz drugi. Wybaczyłem ci, a ty spiskowałeś przeciwko mnie. Nader sprawnie zresztą. Gdyby nie ten nawiedzony wróżbita nie byłoby mnie teraz tutaj. Moje ciało szykowano by na pośmiertny stos, a senat, pod maską żałoby, odtańczyłby diabelski taniec tryumfu. O nie, nie dałem im tej satysfakcji! Im? Wam, bo i ty tańczyłbyś z nimi, Marku. Tak, pochyliłbyś głowę nad moim stosem pogrzebowym, ale tylko po to, by ukryć uśmiech. Twój wuj byłby z ciebie dumny. A co ma powiedzieć twój ojciec? Szybkie, nerwowe kroki kłóciły się z wiecznym spokojem marmuru. W blasku księżyca posągi ożywały. Groziły mu, ich wykrzywione twarze przypominały potępieńców z Erebu. Mężczyzna odruchowo schylił głowę w geście czci dla zmarłych.
Zapewne już nie żyjesz. Tacy jak ty są zbyt dumni, by żyć z poczuciem hańby. Czy wbiłeś już sztylet w pierś? Ten przeznaczony dla mnie. Nie odebrałem ci tego honoru. Jesteś moim synem. Mimo wszystko. Jutro wejdę do kurii i oznajmię tym parszywym oportunistom, że zdrajcy pozbawili się życia. Usłyszę okrzyki ulgi i radości. Ojcowie Ojczyzny! Żaden nie zdobędzie się na powiedzenie mi prawdy prosto w oczy. Ty to zrobiłeś. „Zdrajca!”. Wiesz, najśmieszniejsze jest to, że i ja mógłbym ci rzucić tą obelgę w twarz. Z nas dwóch, to ty zdradziłeś zaufanie, jakim cię darzyłem. Bądźmy szczerzy, senatorowie nigdy mi nie ufali. Nawet, gdy usilnie starali się udawać, że tak jest. Mi, królowej Bitynii, mężowi wszystkich żon i żonie wszystkich mężów? Ha, dobre sobie!. Widzisz, mogłem cię nazwać zdrajcą. Nie uczyniłem tego. Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego, że gdyby dane było ci dożyć mojego wieku, zrozumiałbyś, o co walczyłem i do czego dążyłem. Ba, miałbyś w tym swój udział. Ty jednak wybrałeś stronę bandy plujących jadem, zgrzybiałych starców. Twoje życie, twój wybór. Chcę tylko zrozumieć, dlaczego...
Ciszę przerwały męskie kroki.
- Czego chcesz?
- Panie, przybył Marek Antoniusz.
- Wprowadź go.
Antoniusz wszedł pewnym siebie krokiem. Niegdysiejszy pożeracz damskich serc, teraz był już nieco otyły i sapał ciężko.
- Cezarze, Kaska i Kasjusz odebrali sobie życie.
- ...
- O Brutusie nic nie wiem, - odpowiedział na nie zadane pytanie – ale bezzwłocznie wyślę tam swojego człowieka.
- Nie trzeba.
- Panie...?
- Sam to sprawdzę. Możesz odejść.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW