Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Polskie Wesele na podstawie “Wesela” Wyspiańskiego
dodano 21.04.2008
Gdzieś w kraju co historię ma długą i po środku starego świata leży działy się dziwy nad dziwy i choć pewnie nikt mi nie uwierzy faktem jest historia moja. W centrum miasta wielkiego nad rzeką Wisłą ułożonego wiejska chata stoi...
Przez lat wiele na Wiejskiej żyli każdy sobie. „Wyście sobie, a my sobie. Każden sobie rzepkę skrobie.” Tak być dłużej jednak nie mogło. Skrobali, skrobali, aż to co naskrobali na jaw się ukazało. Trzeba było zmian! Trzeba było chatę remontować, ściany oskrobane, słoma z dachu się wali, zboże na drodze rozsypane i jak tu dojechać powozem?
Tak więc mieszczaństwo dogadać się chciało i na Wiejskiej postawić chatę nową, okazałą. Tu się pojawić główni bohaterowie muszą. Maria była piękną, inteligentną i z posagiem niemałym szlachcianką z rodu Rokitów, on Jarosław szlachcic typowy, zasiedziały w mieście. Choć wszystkim wydawać się chciało, że to para idealna, że chata dla nich jak znalazł, raz dwa się w niej odnajdą, życie uporządkują - to nic z tego zrodzić się nie chciało.
Lecz Jarosław z Kaczego rodu w poczuciu obowiązku, nie chcąc rodzicom robić zawodu, szukał wybranki serca swojego, i tu także nic z tego. Krępy był raczej, taki jakiś niepozorny i jak to prasa z zachodu określiła, na kartofla czy ziemniaka wyglądał raczej, więc pannom z miasta do gustu nie przypadł. Kiedy już poddać się był gotów doszła go wieść niesłychana: „jakby przyszło co do czego, Wisz pon, to my tu gotowi, my som swoi, my som zdrowi.” - Renata! Olśnił go rozum, miłość to jeszcze młodzieńcza, kiedy do babci Kaczyny jeździł na wakacje. No i stało się to, czego nie spodziewał się nikt! No prawie nikt, bo wuj Andrzej zawsze wierzył, że dzięki swej siostrzenicy raz na zawsze konflikt między wsią a miastem zostanie zażegnany.
Nie czekali długo i niebawem po zaręczynach nadszedł czas na wesele. Gości było ze stu, jak nie więcej, pół wsi z sołtysem na czele oraz kołem gospodyń wiejskich, miasto reprezentowała starsza grupa emerytów i rencistów odzianych w skrupulatnie wyczesane moherowe bereciki. Pojawił się też starszy, choć niewiele, bo o niecałe trzy sekundy brat pana młodego Lech wraz z małżonką. Na znak wodzireja wszyscy w tany ruszyli bez wyjątku. Dało się odczuć zakłopotanie Jarosława, któremu nie za bardzo pasowała wiejska potańcówka, więc przystanął na chwilę na boku, rozejrzał się szukając kogoś na poziomie by zagaić rozmowę. W tym momencie pojawia się nijaki Hetman, który wykorzystując zmieszanie Pana Młodego, wykrzykuje mu w twarz: „Czepiłeś się chamskiej dziewki!? Polska to wszystko hołota…”,”…Asan mi tu Polski nie żałuj, jesteś szlachcic to się z nami pocałuj, jesteś wolny!”. Dość miał Jaruś tego gadania, odrzekł „Bierz cię diabli” i wybiegł z chaty. Renia nie zauważając w pędzie tanu zniknięcia męża, nagle słabnie i zapada w sen. Ukazuje się jej dziwna zjawa, jakby duch - to widmo dawnego ukochanego Romana, za którym to uciekła ze wsi na Wiejską, lecz tu zaginął po nim ślad. „Ka ty mieszkasz, Kaś ty jest?” rzekła, odpowiedz jasno wyjaśniała skąd ta zjawa, Roman zmarł jakiś czas temu. Zatańczyła raz Renia z Romanem we śnie jak na potańcówkach za dawnych lat, lecz sen przerwał jakiś trzask. Nie całkiem przebudzona widzi jakieś światło i nagle zaczął wiać wiatr. Pomyślała, że umarła i jest w niebie, lecz to tylko prywatny helikopter przedstawiciela jedynego słusznego medium, Ojca Dyrektora we własnej osobie.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW