Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
Filmowa selekcja. O czynnikach wpływających na wybór filmu
dodano 11.07.2008
Siedzę przed telewizorem z nosem w programie telewizyjnym i rozważam, cóż by tu obejrzeć. Mój wybór ogranicza się do kolejnego odcinka znanego mi, choć przeciętnego serialu oraz filmu o chwytliwym, jednak zupełnie obcym mi tytule. Co wybiorę?
To, jakie filmy oglądać lubimy, jest naszą indywidualną sprawą, a że o gustach się nie dyskutuje, niech taką pozostanie. Nie można jednak przejść obojętnie obok kwot spływających na konta wytwórni filmowych po weekendzie z sequelem uprzednio dobrze sprzedanego filmu. I tak nie ulega wątpliwości, że ostatnia część Piratów z Karaibów była dość kiepska i chociaż można by się tego spodziewać po drugiej, sporo osób zdecydowało się wyciągnąć portfel, usłużnie kupić bilet i zasiąść w sali kinowej.
Podobnie dzieje się w przypadku seriali, i tak Dr House liczy sobie już cztery sezony, Monk siedem, a Simpsonowie aż dziewiętnaście. Chociaż kolejne odcinki zdają się nie dorównywać pierwszej serii, wciąż je oglądamy. Wyjaśnienie okazuje się być niewiarygodnie proste. Zanim wcieliliśmy się w rolę największego fana serialu, poszukiwaliśmy czegoś zabawnego, albo innego niż wszystkie dotychczas widziane przez nas programy telewizyjne. Jeżeli strzał okazał się trafny, wpadliśmy w pułapkę, bo w wielu przypadkach dopiero zakończenie emisji uwalnia z sideł podstępnego nawyku.
A to właśnie pojęcie nawyku wyjaśnia, dlaczego tasiemce wciąż się wydłużają. Postępowanie wedle przyzwyczajeń można wyjaśnić równoważeniem się dwóch czynników – jeden z nich to siła wytworzonego nawyku, a drugi to natężenie potrzeby skłaniającej do zachowania, przeradzającego się po czasie w przyzwyczajenie. Zanim zdołamy przywyknąć do cotygodniowego siadania przed telewizorem i oglądania ulubionego serialu, coś skłania nas do jego wyboru. Za sprawą przyzwyczajenia ta przyczyna przestaje mieć znaczenie i chociaż kolejne odcinki nie śmieszą już wcale, rytuał pozostaje.
Jednak z czasem zmieniamy preferencje. Można to wyjaśnić dzięki pojęciu optymalnego stopnia złożoności. Brzmi złowrogo, ale w gruncie rzeczy oznacza, że wybieramy nie za proste i niezbyt złożone bodźce. Dlatego też mało kto ogląda bajki, zazwyczaj są one nie dość skomplikowane i urozmaicone, nie każdy też wielbi zawiłe thrillery – one z kolei są na tyle złożone, by zrezygnować z nich na korzyść filmu o bardziej klarownym scenariuszu.
Brzmi rozsądnie, ale przecież i my kiedyś lubiliśmy bajki. Co więcej, z każdym kolejnym obejrzanym filmem zwiększa się prawdopodobieństwo, że jednak polubimy zawiłe i niezrozumiałe thrillery. Dzieje się tak, ponieważ tym, co skłania nas do oglądania jest nowość. Gdy wyłączymy telewizor po obejrzeniu setnego filmu, jest prawie pewne, że sto pierwszy będzie nieco bardziej skomplikowany. Ta zależność jest uniwersalna, dotyczy nas wszystkich. Mało kto po kontakcie z jednym bodźcem decyduje się na prostszy, albo znacznie bardziej złożony, zazwyczaj preferujemy tylko trochę bardziej skomplikowany. W ten sposób rozwijamy swoje kompetencje.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW