Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
OLABOGA! NAPISAŁEM CHYBA BLOGA!
dodano 23.05.2007
mój pierwszy blog w życiu
Oj, pękną z trzaskiem wrota życia! Właśnie mam przyjść na świat! Niezaplanowany przez swoich rodziców. Ale i tak miałem farta. Równie dobrze mogłem przyjść na świat w odległej Transylwanii, ale oni, na szczęście dla mnie, nie mieli na to wpływu. Mój moment poczęcia odbył się w zaciszu dwupokojowego mieszkania. Podczas gdy mój starszy brat spał w sąsiednim pokoju, a malutka siostrzyczka w malutkim łóżeczku, mój ojciec dosyć natarczywie namawiał moją matkę na "minutkę" rozkoszy. Matka nie była tym specjalnie zachwycona, ale upór ojca zdawał się pomagać przeznaczeniu, które wymyśliło sobie mnie jako uzupełnienie tej zacnej i typowej mieszczańskiej rodziny, dla której w epoce wczesnego komunizmu, celowo, we wszystkich formularzach wymyślono pokrętną rubrykę - "inteligencja pracująca".
W zasadzie, przy braku szczęścia mogłem z szybkościa 20 km/godz. wylądować na ścianie, razem z milionami moich braci i sióstr, ale dzięki niepohamowanej żądzy mojego ojca trafiłem do malutkiego, ale jakże przytulnego "laboratorium chemicznego" mojej matki. Domyślacie się, że to musiała być macica. Tam, w szalonym wyścigu po "złote runo", które nazywa się życiem, nie dałem cienia szansy milionom braci i sióstr.
Z zazdrością oglądali mój nad podziw żywotny ogonek, dzięki któremu wychlastałem niedoszłe rodzeństwo po malutkich, zdziwionych i zatroskanych twarzyczkach. Byłem zdecydowanie najlepszy i najszybszy.
Natura pomaga słabym. Wiedząc, że jestem lichy pomyślała i za mnie.
Musicie wiedzieć i to, że w momencie zapłodnienia na 100 żeńskich plemników przypada 120 męskich. Tu przynajmniej po raz pierwszy płeć męska jest pierwsza. Nie miałem dużo czasu. Byłem żwawy i pełny wigoru, ale wiedziałem, że sił nie starczy na długo. Spieszyłem się. Wbiłem się w jajo mojej matki z impetem pocisku samosterującego. To nie przypadek. Wszystko czekało już na mnie, a że byłem szybki, to również zasługa Natury, która wyposażyła mnie w cherlawy i mikry chromosom "Y".
Trzy razy lżejszy od doskonałego chromosomu "X" moich niedoszłych sióstr. Ten chuderlawy fenomen, chromosom "Y", będzie jeszcze kiedyś moim utrapieniem, ale o tym potem. Tymczasem borowałem zaciekle komórkę jajową mojej matki jak jakiś wirus. Przypominało to atak pasożyta, który za wszelką cenę chce dostać się do środka obcego organizmu. Z uporem maniaka chciałem skopiować swoje DNA, bezczelnie wykorzystując jej chromosomy. Udało się wreszcie. Uff, co za ulga. Mój "Y", to właściwie taki karzeł wśród ludzkich genomów. Mając zaledwie 60 milionów elementów czym prędzej je uporządkował i stopił się z komórką mojej matki. Porządkowanie identycznych kopii genów przypomina przeglądanie się w lustrze, aż do uzyskania wzorów zgodnych z lustrzanym odbiciem. Chromosom "Y" jest taki oporny i nieporadny, że nie zawsze potrafi usunąć swoje defekty. Nie umie tak kombinować jak silny i zdrowy chromosom "X" mojej matki. Tak powstala tzw. zygota, niesłusznie określana potem przez niektórych rodziców jako zgryzota.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW