Ithink.pl - Dziennikartstwo Obywatelskie
"Vicky Cristina Barcelona", czyli Woody Allen kontra barcelończycy
dodano 15.04.2009
Barcelona jest powszechnie uważana za stolicę kultury, zabawy, a także ośrodek swobody seksualnej i bohemy. Jak wygląda ta koncepcja w zderzeniu z autentyczną kulturą i społeczeństwem Katalonii?
Jest w Europie takie miasto, którego mieszkaniec został obywatelem drugiej kategorii. Serce Katalonii - Barcelona, nie jest miejscem, które widzimy w najnowszej produkcji Woody'ego Allena "Vicky Cristina Barcelona". Film cieszy się dużą popularnością, co więcej promuje kulturę katalońską i samo miasto pod względem turystycznym. Jednak barcelończycy płaczą. Dlaczego? Przecież takie przedsięwzięcia sprawiają, że przyjeżdża coraz więcej gości, którzy zostawiają pieniądze. Sprzedawcy z Las Ramblas będą mieli komu wciskać meksykańskie kapelusze i koszulki z napisem "I love Barcelona", muzea i Parc Guell zanotują więcej wejść, zarobi komunikacja. Okazuje się, że dla Кatalończyków dochody to nie wszystko.
Barcelończycy: "Mieszkamy w domu publicznym Europy"
- Żyję w tym mieście ponad trzydzieści lat - mówi Juan, barcelończyk od urodzenia. - Kocham Barcelonę i jej nienawidzę. To co się teraz dzieje, nie mieści mi się w głowie. Centrum miasta to turyści, narkotyki, prostytutki, codzienne imprezy i masa piajnych nastolatek na ulicach. Góra śmieci. Nadchodzi lato i znowu zacznie się to samo. Przyjadą sztywne na codzień Аngielki, które tylko tutaj mogą sobie pozwolić na szaleństwo. Przyjedzie Niemiec, Szwed, pójdą na panienki, upiją się, powrzeszczą na ulicach, zniszczą coś komuś i wrócą do siebie, z utęsknieniem czekając na kolejny wypad. A znajomym z pracy będą opowiadać o zabytkach i katedrach - mówi ze smutkiem. Barcelona to wolność, to jedna wielka impreza, gorące tańce i gorące ciała. To nic, że życie nocne nie ma nic wspólnego z kulturą. Młodzi Еuropejczycy z mniej temperamentnych krajów nie zastanawiają się, skąd pochodzi muzyka i kim są ludzie w dyskotekach. Mylą to, co południowoamerykańskie z prawdziwą Hiszpanią. Dumni, że tańczyli salsę, a wystarczy zajrzeć do Wikipedii i już mamy niespodziankę - latino. Hiszpanów bardzo drażni to pomieszanie kultur. - Ok, posługujemy się tym samym językiem, castellano, ale na tym podobieństwa się kończą. Zresztą nawet język się zmienia i ewoluuje. Denerwuje mnie myślenie, że co latynoskie, to hiszpańskie. To nie ma racji bytu szczególnie w Katalonii właśnie, bo tutaj ludzie są inni, spokojniejsi i prawdziwi mieszkańcy tego regionu niewiele mają wspólnego ze słynną "gorącą krwią". To, co ludzie tutaj zastają, to wytwór dla napędzania turystyki. To bardzo smutne. To już nie jest moje miasto, a burdel Europy - kończy Juan.
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ
REKLAMA
ARTYKUŁY O PODOBNYM TEMACIE
zobacz więcej
5 NAJLEPIEJ OCENIANYCH ARTYKUŁÓW